CO MÓWI BIBLIA. Z Bożego punktu widzenia małżeństwo to znacznie więcej niż zwykła umowa czy instytucja społeczna. To święty związek mężczyzny i kobiety. W Biblii powiedziano o Bogu: „Od początku stworzenia ‚On uczynił ich mężczyzną i kobietą. Z tego względu mężczyzna opuści ojca i matkę i oboje będą jednym ciałemO Ewangelii na „zgniłym Zachodzie” i podzielonym Berlinie mówi salezjanin, ks. Przemysław Kawecki. Marcin Jakimowicz: Da się głosić Ewangelię w sytym, „wszystkomającym” społeczeństwie? Ks. Przemysław Kawecki: Da się. Wbrew temu, co się mówi o zepsutym Zachodzie i samych Niemczech. Salezjanie pracują w Polskiej Misji Katolickiej. Szacuje się, że Polaków jest w Berlinie sto tysięcy, z czego 34 tysiące to nasi parafianie. Nasi wierni nie są ludźmi przychodzącymi z tradycji. To potężne, tętniące życiem miasto naprawdę oferuje ci mnóstwo sposobów spędzania wolnego czasu, a sąsiad w niedzielę nie sprawdzi, czy byłeś w kościele. Ludzie jadą czasami nawet godzinę, by uczestniczyć we Mszy w języku polskim. Wielokrotnie od rekolekcjonistów czy gości słyszałem słowa, które bardzo mnie dotykały: „To parafia, która słucha”. Jeśli chodzi o status materialny, to nasza Polonia jest bardzo różnorodna. Najwięcej żyje na poziomie „średniej krajowej”. Narzekają? Wielu z nas ma to chyba we krwi! (śmiech) Wychowałem się w Polsce, gdzie według mnie naprawdę nie mamy powodów do narzekań, a wielu robi to od rana do wieczora. Mam wrażenie, że przeciętna polska rodzina mogłaby spokojnie nakarmić pół afrykańskiej wioski… Właśnie przechodzimy taki test i okazuje się, że ludzie w czasach inflacji są w stanie przyjąć 3 miliony Ukraińców. O tym właśnie mówię! Mamy otwarte serca. Powiem ci jednak szczerze, że podobne zachowania widać u Niemców. Wiem, że nad Wisłę docierają komunikaty o proputinowskich wiecach, ale to sprawa marginalna! W dużej mierze organizują je żyjący w Berlinie Rosjanie. Większość Niemców włączyła się w pomoc. Wielu z nich to ludzie, którzy już urodzili się bogaci. Siedzimy teraz na terenie byłego Berlina Zachodniego, który był „oknem wystawowym” Europy. Ci ludzie urodzili się w dobrobycie, od zawsze mieli wszystkiego pod dostatkiem. Nie mają doświadczenia mojego pokolenia, które pierwszego banana zjadło w wieku 12 lat. Tęsknią za czymś więcej? W czwartki mamy godzinną adorację Najświętszego Sakramentu. W ciszy. Pewnego dnia weszła para czterdziestolatków. Rozglądali się ciekawie, patrzyli uważnie na ludzi, a po wszystkim, gdy już pobłogosławiłem wierny lud, przyszli do zakrystii. „Co tu się działo?” – pytali zaciekawieni po niemiecku. Tłumaczyłem, jak umiałem, że to adoracja, ale zauważyłem, że kompletnie nie rozumieją, o co chodzi. „Wierzymy – mówię – że w tym białym kawałku chleba schowanym w tym złotym naczyniu, które podnosiłem do góry, jest sam żywy Bóg. A my siedzimy przed Nim, a On przed nami i patrzymy na siebie”. „Wiesz – powiedzieli poruszeni – nam to się bardzo podobało. W tym pełnym hałasu, goniącym na oślep Berlinie znaleźliśmy pokój i ciszę. Tego nam bardzo brakuje. Widzimy mnóstwo osób, które wpatrują się w jeden punkt, podnosisz coś do góry, robisz jakiś znak, a my widzimy, że dla tych ludzi jest to bardzo ważne. Mocno nas to dotknęło. Możemy tu przychodzić?”. Takich historii jest więcej. Wielokrotnie słyszałem od duszpasterzy na Zachodzie, że ludzie przestali chodzić do kościołów, gdy wzrosła stopa życiowa i stawali się samowystarczalni… A przynajmniej tak im się zdawało… Jasne, to ogromna pokusa. Zerknijmy na demografię. Społeczeństwa, które zaczynają się bogacić, przestają rodzić dzieci, a demografia spada na łeb, na szyję. Na pewnym etapie zaczynają też „odpadać” tematy duchowe. Jeśli wszystko masz, Bóg wydaje się niepotrzebny. Mamy wszystko i mierzymy się na przykład z tym, że po pandemii mnóstwo młodych próbuje sobie odebrać życie. To jedna strona. Z drugiej, powiem ci szczerze, słabo mi się robi, gdy słyszę o „zgniłym Zachodzie”, o tym, że jak wjeżdża się do Niemiec, to czuje się namacalnie moc złego ducha. Ja tu mieszkam, żyję i pracuję. Widzę to, co jest słabe, ale widzę przede wszystkim wiele dobra, i nie chodzi o dobro materialne. (śmiech) Na Mszy spodziewałem się garstki wiernych, a zobaczyłem na porannych niedzielnych Eucharystiach około tysiąca osób. Dla tych ludzi to nie jest zabawa. Traktują wiarę poważnie. Katecheza w szkołach jest bardziej religioznawstwem, ale przy parafii przygotowujemy młodzież do Pierwszej Komunii i bierzmowania. Mamy też katechezę dla innych grup wiekowych. W sumie w katechezie parafialnej uczestniczy aktualnie około 160 dzieci i młodzieży. Jedna z dziewczyn na katechezę jedzie z mamą 50 km! Pokaż mi w Polsce kogoś, kto będzie podróżował taki kawał na spotkanie przed bierzmowaniem. Mama kazała? Część z nich pewnie przychodzi z tego powodu, ale ta dziewczyna kiedyś przyszła ze łzami w oczach. „Coś się stało?” „Przyszłam się usprawiedliwić. Nie będzie mnie za tydzień”. „To dlaczego płaczesz?” „Bo tu rozmawiamy o rzeczach, o których w szkole nikt nie mówi, i bardzo żałuję, że przepadną mi kolejne zajęcia”. W polonijnych kościołach często na pierwszym planie są, z całym szacunkiem dla tych rzeczywistości, Katyń, Inka, Rota, a dopiero później Ewangelia… Doskonale wiem, o czym mówisz… Szanuję tę rzeczywistość, sam kocham historię, ale ze współbraćmi postanowiliśmy, że naszym absolutnym priorytetem będzie głoszenie Dobrej Nowiny. Oczywiście pamiętamy o tym, co ważne, co nas ukształtowało, ale staramy się, aby Kościół, którego zadaniem jest odczytywanie znaków czasu, nie stał się skansenem „dawnej chwały i świetności”. To ważne, bo znaczna część naszych parafian to młodzi dorośli i ludzie w średnim wieku. Przychodzi też mnóstwo małżeństw. To piękny życiodajny organizm, który potrzebuje dobrej duchowej strawy. Jednego dnia nad parafią latają śmigłowce, bo tuż obok na Kreuzbergu młodzież urządza jatkę z policją, a kolejnego kończy się ramadan. Ta różnorodność nie jest przekleństwem? Czuję się tu dobrze. Jestem świadomym Polakiem, znam dobrze historię mojego kraju i nie mam absolutnie żadnych kompleksów, by o tym pogadać. Co więcej, cieszę się, że jako Polak mogę funkcjonować wśród innych społeczeństw, kultur czy denominacji bez kompleksów czy negatywnych odczuć. Co czujesz, widząc młodych w koszulkach z sierpem i młotem? Jeśli chodzi o Berlin Zachodni, to ta opcja nie jest dominująca. Zobacz, ile flag ukraińskich wisi w dzielnicy, ile eventów przeciw wojnie dzieje się dokoła. Nie mówię o uwikłaniach polityków, bo to kompletnie inna bajka, ale o zdrowym odruchu społeczeństwa. Gdy w naszym środowisku polonijnym urządziliśmy zbiórkę dla Ukraińców, zebraliśmy ponad 50 tysięcy złotych. Zburzony mur berliński w mentalności jeszcze stoi? Niemcy robią wszystko, by zatrzeć tę granicę, ale nie jest to łatwe. Nasze salezjańskie Don Bosco Zentrum, gdzie mieszkałem przez kilka miesięcy, jest na Marzahn – blokowisku we wschodniej części miasta, na którym mieszka ponad 100 tys. ludzi, z czego zaledwie 9 procent zdeklarowanych jako wierzący w cokolwiek. Dziś mieszkam w zachodniej części miasta, do Bramy Brandenburskiej mam spacerkiem 40 minut. „Berlin Zachodni” nocą tętni życiem, a tam, we wschodniej części, po życie zamiera… Bo to sypialnia? Moi niemieccy współbracia tłumaczyli mi, że to pozostałość dawnych czasów. W komunie nie było wieczornego życia, a ludzie chowali się w domach… i tak jest do dzisiaj. To wielobarwne miasto. Tu nie ma monolitu. Jako katolicy jesteśmy w diasporze, choć – uwaga! – mimo wielu wystąpień z Kościoła w Niemczech archidiecezja berlińska rozrasta się. Emigranci zapewniają dopływ świeżej krwi. W Polsce Bismarck kojarzony jest z brutalną akcją germanizacji, ale kulturkampf dotyczył również samych Niemców. Silne państwo miało być oparte na denominacji ewangelickiej. Jak mówili mi starzy berlińczycy, do II wojny światowej słowo „katolik” było synonimem gorszości. Kiedy zaczęło się to zmieniać? Przełomową postacią był błogosławiony Bernard Lichtenberg, proboszcz tutejszej katedry. Potępiał agresję Niemiec na Polskę, pomagał Żydom, za co wysłano go do Dachau. Nie dotarł do obozu, bo zmarł w drodze. Wielu pastorów popierających poczynania NSDAP zobaczyło, że jeśli naziści nie uszanowali takiego autorytetu, to chyba coś nie gra… Wielokrotnie słyszałem, że to po jego misji zaczęło następować powolne pojednanie między ewangelikami a katolikami. Posługiwałem w świątyni, która przed wojną była salą gimnastyczną, przerobioną później na kościół tymczasowy. Gdy ewangelicy wybudowali nową świątynię, musieli postanowić, co zrobić z tym Ersatzkirche. Mogli przekazać go Hitlerjugend albo garstce katolików. I wyobraź sobie, że przegłosowali tę drugą opcję. Dla nas to mało zrozumiałe, ale tu przed wojną napięcia między ewangelikami i katolikami były mocno odczuwalne. Tym bardziej fascynujące dla mnie jest to, że poznałem kilku niemieckich księży, którzy wychowali się w rodzinach ewangelickich, a później, zafascynowani sakramentem Eucharystii, konwertowali na katolicyzm. • Przemysław Kawecki salezjanin, dziennikarz, proboszcz Polskiej Misji Katolickiej w Berlinie.
Po raz kolejny czyny mówią głośniej niż słowa, jeśli chodzi o prawdziwą wiarę zbawczą. Biblia wielokrotnie potwierdza, że w dniu sądu Bóg „odda każdemu według jego uczynków” (Rzymian 2:6; zob. także Mat. 16:27; 2 Kor. 5:10; 1 Piotra 1:17; Obj. 20:12-13). Nie możemy ukrywać przed Panem naszych prawdziwych przekonań.Żyjemy w bardzo niespokojnych czasach. Wojny, kataklizmy, terroryzm, rewolucje - świat wrze, a dowody na to łatwo odnaleźć w każdym serwisie informacyjnym. Według niektórych sytuacja jest wyjątkowo napięta i prędzej czy później musi wydarzyć się coś jeszcze gorszego. Zobacz również: Przepowiednie Jackowskiego już się spełniają. A będzie jeszcze gorzej To dopiero zapowiedź prawdziwych kłopotów - przekonuje Paul McGuire, który specjalizuje się w interpretacji Pisma Świętego. Według niego biblijne przepowiednie spełniają się na naszych oczach i w konsekwencji doprowadzą do końca świata, jaki znamy. Najbliższe lata mają obfitować w widoczne znaki. Potężne trzęsienia ziemi, niszczycielskie tsunami i zupełnie niespodziewane erupcje wulkanów - to perspektywa najbliższych trzech dekad. Według eksperta kolejne katastrofy naturalne i kryzysy finansowe można porównać do ostatnich konwulsji ludzkiego ciała. Ziemia doświadcza przedśmiertnych drgawek, które prędzej czy później doprowadzą do zgonu - tłumaczy jego słowa To wydarza się na naszych oczach i musi skończyć się Armagedonem znanym z Apokalipsy św. Jana. Chrystus powróci na Ziemię aby przywrócić tutaj raj. Nie mogę podać konkretnej daty, ale zegar tyka. Pędzimy w kierunku katastrofy z prędkością światła - przekonuje wizjoner. Jego zdaniem wybuch kolejnej wojny światowej nie jest już jedną z możliwości, ale nieuniknionym faktem. Zobacz również: Odczytano sekretny kod Biblii. Zdradza najważniejsze wydarzenia z przyszłości Jego zdaniem globalny konflikt, który czeka nas w najbliższym czasie, opisano tysiące lat temu w Księdze Ezechiela. Biblijne krainy Gog i Magog to dzisiejsza Rosja i Iran, które zjednoczą się przeciwko Izraelowi. Początek właściwego Armagedonu ma zwiastować użycie broni nuklearnej, a Paul McGuire nie ma wątpliwości, że któraś ze stron sięgnie po ładunki atomowe. Kolejny etap to potężne trzęsienia ziemi, które nawiedzą praktycznie cały świat oraz uderzenie w naszą planetę trzech asteroid. Te już lecą w naszym kierunku, ale żaden naukowiec się tego nie spodziewa. Wszystko to ma się wydarzyć w najbliższych 30 latach, czyli maksymalnie w 2050 roku będzie już po wszystkim. O ile można mu wierzyć. Zobacz również: Kolejne dramatyczne wizje Krzysztofa Jackowskiego. Taki ma być 2019 rok Odpowiedź. Biblia nie zawiera wyczerpującego stwierdzenia na temat samoobrony. Niektóre fragmenty zdają się mówić o pacyfistycznej postawie ludu Bożego (Ks. Przyp. Salomona 25.21–22; Ew. Mateusza 5.39; Rzymian 12.17). Jednak są inne fragmenty, które akceptują samoobronę. W jakich okolicznościach właściwa jest obrona własna?
Zastanawiasz się, czy Pismo Święte to tylko zbiór dawnych opowieści, czy też są tam ukryte odpowiedzi na pytania nurtujące człowieka? Jeśli myślisz, że w Biblia nie mówi o współczesnych problemach, nie odpowiada na wątpliwości natury moralnej, społecznej, albo finansowej - posłuchaj podcastu Radia Kielce „Biblia o…”. Nasi eksperci-bibliści wyjaśniają, co Biblia mówi, o oszczędzaniu, cierpieniu, chorobie, rodzicielstwie, pracy, niebie, piekle, czyśćcu, bogactwie i biedzie, a także np. o ... See MoreZanim zagłębimy się w to, co Biblia mówi o przejadaniu się, ważne jest, aby zrozumieć, czym jest przejadanie się i jakie konsekwencje zdrowotne może prowadzić. Definicja przejadania się Przejadanie się to czynność polegająca na spożywaniu większej ilości pokarmu niż organizm potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania.
Dlatego benedyktyni oraz członkowie innych zakonów przepisywali księgi – teksty biblijne oraz komentarze, a także inną literaturę kształtującą ludzką wrażliwość i przekazującą wiedzę. Wielu benedyktynów w różnych krajach prowadziło naukowe studia nad Pismem Świętym. [srodtytul]Redaktorem zostałem...[/srodtytul] W 1955 r. wstąpił do Tyńca ks. prof. Bogdan Jankowski (ur. 1916), habilitowany w 1953 r. na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego, absolwent Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie. Po nowicjacie i pierwszych ślubach mógł podjąć naukowe studia w swojej dziedzinie, czego pierwszym wspaniałym owocem był wydany w 1959 r. komentarz do Apokalipsy św. Jana (w końcu tego roku autor złożył uroczyste śluby wieczyste). Na temat powstania Biblii Tysiąclecia można przeczytać własne słowa zmarłego redaktora z książki, do powstania której przyczynił się jego ostatni doktor ks. Wiesław Alicki razem z Januszem Jabłońskim, Anną i Markiem Łosiami. Są to rozmowy przeprowadzane najpierw dla radia, a potem do wydania w formie książki (Nikt z nas nie żyje dla siebie... z o. Augustynem Jankowskim OSB rozmawiają ks. Wiesław Alicki, Janusz Jabłoński, Anna i Marek Łosiowie, Kraków 2005). Dzięki temu mamy jakby jego żywy głos odpowiadający na pytania w wielu sprawach ciekawych nie tylko z punktu widzenia jego osobistego życia i pracy naukowej, ale w ogóle nauki i Kościoła. W związku z projektem Biblii Tysiąclecia o. Jankowski mówi: „Redaktorem zostałem dlatego, że tak sobie życzył seniorat naszego opactwa”. Już w tych słowach widać wielką skromność – nikt inny w Tyńcu nie byłby zdolny do przeprowadzenia takiej pracy. Tylko on miał odpowiednie studia, imponował wspaniałą znajomością Biblii, potrafił od razu podać miejsca występowania bardzo wielu tekstów. [srodtytul]Pomysł z podróży[/srodtytul] Pomysł zrodził się, gdy ktoś ze współbraci z jednej z bardzo wtedy rzadkich podróży zagranicznych przywiózł małego formatu francuską Biblię Jerozolimską. Projekt nowego przekładu z języków oryginalnych na współczesny polski język literacki, bez archaizmów (żałowali ich potem niektórzy krytycy, a wiele wprowadzał ich do swych tłumaczeń Czesław Miłosz), przedstawił o. Jankowski na sympozjum biblistów, mówiąc, że właśnie KUL powinien go wydać, kontynuując tradycje rozpoczęte przed wojną przez ks. Kruszyńskiego. Dał pół roku na podjęcie decyzji – jeśli nie KUL, to Tyniec był gotów prowadzić dzieło, koordynując pracę ponad czterdziestu biblistów. Początkowo wydawało się, że praca zajmie około dwóch lat – trwała sześć. Udało się ją zakończyć przed Millenium chrztu Polski i w 1965 r. kard. Wyszyński wręczył nowy przekład Pawłowi VI. Wśród tłumaczy byli zarówno doświadczeni bibliści, jak też początkujący wykładowcy. Nieraz zarzucano, że niektóre teksty są bardziej przekładami z Biblii Jerozolimskiej niż z oryginału hebrajskiego. O. Jankowski nie mógł sam wszystkiego zmienić, szanował pracę innych. Sam bardzo sumienny i dokładny, wymagający wiele od siebie, uważał, że inni postępują podobnie. Ingerował tylko w ważnych wypadkach. Redakcja i koordynacja całości była pracą ogromną. O. Jankowski wspomina współpracowników zarówno chętnie przyjmujących propozycje zmian, jak też (bez wymieniania nazwisk żyjących) tych, którzy mocno stali przy swoich pierwszych wersjach. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ W skład Tynieckiego Kolegium Redakcyjnego czy Adiustacyjnego (tak nazwanego we wstępie II wydania) wchodzili ludzie z różnym przygotowaniem naukowym. O. Piotr Rostworowski przed wojną rozpoczął studia na Biblicum, znał dobrze język hebrajski i przełożył w Biblii Tysiąclecia Pieśń nad pieśniami oraz opracował do niej komentarz. Jego studia przerwano w związku z fundacją w Tyńcu. Jako mnich nie publikował tekstów naukowych, działał głównie jako rekolekcjonista i kierownik duchowy wielu osób. Znany liturgista o. Franciszek Małaczyński znał dobrze łacinę oraz liturgię Kościoła. O. Józef Hajduga był pierwszym, który odbył nowicjat w Polsce po powrocie benedyktynów do Tyńca. Pochodził z Kaszowa, z drugiej strony Wisły, z parafii Liszki. Na początku XX w. ukończył Gimnazjum św. Anny w Krakowie i prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, w czasie wojny był oficerem, jego były ordynans pochodził z Tyńca i potem jako krawiec szył nam habity. Po wojnie dr Hajduga ukończył teologię, jako kapłan był notariuszem kurii krakowskiej, a w 1940 r. wstąpił do benedyktynów. Choć znał doskonale łacinę, bardzo sobie cenił możliwość odmawiania Liturgii Godzin w języku polskim. Kiedy nie mógł już chodzić do kościoła, nowicjusze przynosili mu do celi na określony czas, kiedy odmawiał Godzinę Czytań, jedyny wówczas egzemplarz przekładu drugiego czytania. Pomagali też pierwszy wypromowany doktor o. Augustyna o. Ludwik Mycielski, o. Karol Meissner, ale również i zwyczajni współbracia zdolni raczej do pomocniczych prac, korekt polegających na sprawdzaniu na podstawie wzoru, niż do twórczej krytyki i merytorycznych poprawek. O. Jankowski sam przełożył Listy więzienne św. Pawła oraz Apokalipsę. Jako tłumacze psałterza podani są w I wydaniu benedyktyni tynieccy. Było to tłumaczenie nie z oryginału, ale z pięknego łacińskiego przekładu dokonanego podczas wojny z inicjatywy Piusa XII przez profesorów Papieskiego Instytutu Biblijnego pod kierunkiem o. prof. Bea, późniejszego kardynała. Do drugiego wydania miał przełożyć Księgę Psalmów z j. hebrajskiego Roman Brandstaetter, ale nie udało się skłonić go do przyjęcia naukowych kryteriów, jednakowego tłumaczenia tego samego terminu hebrajskiego. Uważał, że jako Żyd i poeta lepiej rozumie tekst niż akademiccy uczeni. Dlatego jego pracę wydał PAX, a w II wydaniu znalazł się przekład dokonany przez o. Jankowskiego i ks. Stachowiaka. O. Jankowski pisze też o krytyce, z jaką spotkała się Biblia Tysiąclecia, przede wszystkim ze strony jego dawnego mistrza ks. prof. Eugeniusza Dąbrowskiego. Był to pierwszy polski doktor nauk biblijnych, bardzo zasłużony w propagowaniu spraw biblijnych (jako dziecko i uczeń szkoły średniej kilkakrotnie dostawałem różne wydania jego przekładów Ewangelii i całego Nowego Testamentu z Wulgaty albo z greki w podobnie namaszczonym języku zbliżonym do przekładu o. Wujka), ale stojący na pozycjach tradycyjnych, z czasów swoich rzymskich studiów w okresie międzywojennym. Latem 1971 r., rozpoczynało się wspólne odmawianie niektórych części Liturgii Godzin w języku polskim. Korzystano z psałterza I wydania Biblii Tysiąclecia. Jeśli porównać go z obecnie używanym w liturgii opracowaniem Skwarnickiego, można dostrzec bardzo niewiele różnic, głównie stylistycznych. Drugie wydanie nosi datę 1971. Trzeba jednak pamiętać o warunkach drukowania katolickich książek w czasach komunistycznych, kiedy władza zatwierdzała plan wydawniczy i książki musiały nosić zgodne z nim daty, choć faktycznie niekiedy ukazywały się znacznie później. Teksty do korekty drugiego wydania Biblii Tysiąclecia przyszły do Tyńca w zimie 1971/1972. Wśród zmian w stosunku do pierwszego chyba najważniejszy były naukowy przekład Księgi Psalmów, pewna ilość poprawek merytorycznych oraz wiele korekt językowych. [srodtytul]Biblia błędów i pomyłek[/srodtytul] Wykaz poprawek do Biblii Tysiąclecia między II a III wydaniem zajął ok. 100 stron maszynopisu z odstępem półtora wiersza, czyli około 40 na stronę, zatem poprawek było blisko 4 tysięcy. Ks. prof. Eugeniusz Dąbrowski nazwał Biblię Tysiąclecia Biblią tysiąca błędów i pomyłek. Jeśli się pamięta, że w czasach, gdy nie było komputerów, w tekście maszynopisu tolerowano pięć poprawek na stronę (zapisaną z podwójnym odstępem, zawierającą ok. 2 tys. znaków), to Biblia Tysiąclecia licząca blisko 1500 stron zadrukowanych czcionką małego formatu, jeśli miała nawet tysiąc błędów, to było ich o wiele mniej, nawet wielokrotnie mniej, niż wtedy normalnie dopuszczano. Wydanie III ma na karcie tytułowej podany rok 1980, IV było jego niezmienioną kopią. Trochę zmian wprowadzono do V, które też długo czekało na druk, a nawet było sprzedawane równolegle z poprzednim, od 2000 r. Oczywiście Biblia Tysiąclecia nie jest doskonałym tłumaczeniem. Często młodzi bibliści ją krytykują używając ogólnych sformułowań, zwykle bez pokazywania konkretnych niedociągnięć. Najlepszą odpowiedzią jest zachęta skierowana do takiego krytyka, by przetłumaczył choć jedną księgę i wydał ją z krótkim komentarzem – im więcej będzie przekładów w naszym języku, tym lepiej. O. Jankowski pozostawił po sobie ponad 20 książek i blisko 200 artykułów. O. Augustyn Jankowski był do końca aktywny, prowadził wykłady monograficzne i konsultacje dla doktorantów. Zmarł po krótkiej chorobie 6 listopada 2005 r. Pozostawił wspaniały przykład kompetencji, skromności, solidności, wielkoduszności i gorliwości w podejmowaniu i doprowadzaniu do końca prac potrzebnych dla sprawy Bożej, Kościoła i ludzi.
Właśnie dla Ciebie mamy cytaty, które mogą podnieść Cię na duchu. 1. "Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23, 4a) 2. "O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który
Nadejście Mesjasza czy kataklizm? Przepowiednia z Biblii na 2022 rok zawiera w sobie tajemnicze proroctwo. Zastanawiające jest to, że w pewnym stopniu pokrywa się ono z wizją Nostradamusa... Przepowiednia Nostradamusa na 2022 rok zawiera w sobie przestrogę dotyczącą skutków zderzenia dwóch gwiazd. W Biblii pojawił się podobny zapis, a komentarz do niego jest niezwykle zagadkowy. Czy mamy powody do obaw?Zobacz także: Niepokojąca przepowiednia polskiego jasnowidza. "Obudzą się od dawna uśpione wulkany"Przepowiednia biblijna na 2022 rok - co nas czeka?Proroctwa na 2022 rok często zawierają w sobie przekazy, które trudno zinterpretować. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy potwierdza je nauka - astronomowie twierdzą, że w przyszłym roku dojdzie do zderzenia dwóch gwiazd na niebie, wskutek czego połączą się one w jedną. Zjawisko to zostało nazwane Boom Star. Przewidział je Nostradamus, ale - jak się okazuje - wspomina o nim również rabina Josefa Bergera cały świat powinien się przygotować na nadejście Mesjasza, bowiem pojawi się on na Ziemi wraz z narodzinami nowej, potężnej gwiazdy. Powołuje się na proroctwo zawarte w Księdze Liczb: Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło. Ono to zmiażdży skronie Moabu, a także czaszki wszystkich synów Seta. Przepowiednie na 2022 rok - ryzyko klęsk żywiołowychInterpretatorzy przepowiedni, wróżbici i prorocy są zgodni - rok 2022 przysporzy nam wielu zmartwień, a powodem będą postępujące zmiany klimatyczne. We wszystkich przepowiedniach możemy przeczytać o katastrofach naturalnych, które w najbliższych miesiącach mają być związane przede wszystkim z żywiołem ognia. Zapowiadane jest przebudzenie wulkanów, a także pożary i susze. Według Nostradamusa apogeum tych zjawisk ma nastąpić właśnie po zderzeniu dwóch gwiazd. Obawiacie się tego? Zobacz także: Czy wiesz, że podczas pełni Księżyca nie powinno się ćwiczyć jogi? Istnieje ważny powód . 69 56 363 109 479 32 461 423