Karategi – strój do karate. Kata – ćwiczenia formalne, kształt. Katsu – jap. metoda reanimacji. Kihon – tu podstawowe ćwiczenia. Kiai – paraliżujący okrzyk. Kanku – symbol odwagi, słońca. Kyu – stopień szkoleniowy. Kake – zahaczyć. Keage – tu: kopnięcie prostą nogą w górę.

Ze środowiskiem sędziowskim pożegnał się w 2018 roku. Borski zaatakował wtedy w social mediach szefa sędziów, Zbigniewa Przesmyckiego i pisał, że "zemsta jest nieunikniona". Czy nadeszła? – Fakty mówią same za siebie – ocenia były arbiter – Zdawałem sobie sprawę z prawdopodobnych konsekwencji tego, co robię. Nie chciałem dłużej funkcjonować w ówczesnych realiach Kolegium Sędziów. Było mocno toksycznie i musiałem to jak najszybciej przerwać – dodaje Borski sędziował także w czasach, gdy polską piłkę toczył rak korupcji. Arbiter opowiada nam, jak próbowano go korumpować. – Nigdy nie było to mówione wprost, raczej słyszałem jakieś sugestie. Natomiast na drugim poziomie rozgrywkowym często wykładano kawę na ławę – Jestem dumny z tego, że sędziowałem w Ekstraklasie osiemnaście lat. To dało mi mnóstwo satysfakcji. Miałem dwa bardzo ciężkie momenty. Po jednym z meczów musieliśmy jechać do szpitala i złożyć zeznania na policji. Mój asystent po uderzeniu stracił przytomność, a mnie udało się uciec przed tłumem – wspomina Borski Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Absurdy w reprezentacji Polski. Książka "Kosa. Niczego nie żałuję" już w sprzedaży Piłkarze często mówią, że po zakończeniu kariery trudno jest się im odnaleźć. Jak to jest z sędziami? Potwierdzam, że nie jest to łatwe, jeśli kończy się długoletnią przygodę ze sportem. Byłem związany z piłką nożną od siódmego czy ósmego roku życia, najpierw jako zawodnik, potem jako sędzia. Można więc powiedzieć, że spędziłem przy futbolu trzydzieści pięć lat. A tu nagle nadchodzi weekend i masz wolne, bardzo brakuje adrenaliny związanej z meczami. Przez pierwsze pół roku czułem się, jakby pozbawiono mnie czegoś bardzo potrzebnego, niezbędnego do życia. Tyle tylko, że u mnie przejście na drugą stronę było w pewien sposób kontrolowane. Wiedziałem, że nadchodzi moment, w którym powiem "dość". Przebranżowiłem się odpowiednio wcześniej i dziś pracuję na rynku nieruchomości. Skoro brakuje trochę adrenaliny, pewnie skacze pan co weekend na bungee? Spokojnie, mam trójkę dzieci. One potrafią zadbać o to, żeby te skoki adrenaliny czasem się pojawiły. Jakoś sobie radzę. Nie można powiedzieć, że odchodził pan ze środowiska po cichu. W marcu 2018 ostro skrytykował pan na Facebooku szefa sędziów, Zbigniewa Przesmyckiego, pisząc, że "od lat demoluje organizację sędziowską" i świadomie nagina przepisy. To wzbierało we mnie od dłuższego czasu. Wcześniej jako sędzia zawodowy nie mogłem krytykować swoich przełożonych, choćby dlatego, że zabraniały tego postanowienia kontraktu. Zawodowo dorastałem w kulturze korporacyjnej, gdzie po prostu wykonujesz polecenia, nawet jeśli nie widzisz w nich większego sensu. W dużych organizacjach hierarchia i porządek są bardzo istotne. Jednak z chwilą, gdy stałem się obserwatorem UEFA i przewodniczącym Kolegium Sędziów Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, uznałem że nadszedł odpowiedni moment na publiczne zabranie głosu dla dobra organizacji. Jak się okazało, zakończyło to moje relacje ze związkiem. Od prawie trzech lat nie mam nic wspólnego z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Wahał się pan przed opublikowaniem posta? Nie. Kilka razy odbierałem wcześniej sygnały, że nasza współpraca nie układa się najlepiej. Sprawa była na takim etapie, że naprawdę musiałem publicznie zająć stanowisko. Wcześniej dwukrotnie informowałem o nieprawidłowościach wyższe szczeble związku, ale niewiele z tym zrobiono. Nie chciałbym szczegółowo analizować swojego konfliktu z panem Przesmyckim, ponieważ wciąż trwa sprawa sądowa pomiędzy nami. Najlepiej niech rozstrzygnie to niezawisły sąd. Oczywiście nie cofam swoich słów sprzed blisko trzech lat, ale też na temat pana Przesmyckiego napisano już tak dużo, że nie będę dopisywać kolejnych rozdziałów. Poza tym jestem już poza środowiskiem, więc gdybym teraz recenzował w szczegółach jego bieżące posunięcia, nie byłbym uczciwy. Pisał pan: "wiem, że zapłacę za to rachunek, bo zemsta z tamtej strony w jest nieunikniona". Zapłacił pan? Fakty mówią same za siebie, prawda? Jak powiedziałem, od trzech lat nie pełnię żadnej funkcji ani w PZPN-ie, ani jako przedstawiciel związku w UEFA, choć wcześniej często korzystano z moich kompetencji. Sędzia Daniel Stefański: musimy powiedzieć stop, bo sytuacja zabrnie za daleko Żałuje pan, że odszedł w ten sposób? Nie. Zdawałem sobie sprawę z prawdopodobnych konsekwencji tego, co robię. Zakładałem też taki scenariusz. Podjąłem decyzję świadomie. Nie chciałem dłużej funkcjonować w ówczesnych realiach Kolegium Sędziów. Było mocno toksycznie i musiałem to jak najszybciej przerwać. Ostatnimi czasy sporo się mówi o sędziach w Polsce. Jak ocenia pan aferę na derbach Krakowa, gdy prezes Janusz Filipiak nazwał arbitra Daniela Stefańskiego "chu**", a potem klub pisał w oświadczeniu, że żona arbitra jest kibicką Wisły Kraków? Opierano tezę na… "wpisach w internecie". Moja ocena jest oczywiście negatywna – żadne emocje nie usprawiedliwiają tego typu zachowań. Musimy zdać sobie sprawę, że z roku na rok postępuje w społeczeństwie degradacja relacji międzyludzkich. Coraz częściej widać chamstwo w dyskursie publicznym, trudno, by nie przenosiło się to na świat piłki nożnej. A wracając do afery w derbach, zawsze mówiłem, że media społecznościowe powinno się zakładać dopiero po sędziowskiej karierze. "Otwierając się" mocno w internecie, sami prowokujemy hejt i różne nieprzyjemne historie. Gdy byłem przewodniczącym Kolegium Sędziów Mazowieckiego ZPN-u, wydaliśmy instrukcję dla sędziów jak postępować z mediami społecznościowymi. Mieliśmy przez nie sporo problemów, bo niektórzy sędziowie zbyt mocno deklarowali swoje sympatie klubowe. Ktoś, kto trzymał kciuki za Legię i afiszował się z tym w sieci, miał potem problem, gdy przychodziło mu prowadzić derby z Polonią, nawet na szczeblu III ligi czy rozgrywek młodzieżowych. Pamiętajmy, że w internecie nic nie ginie. W kwestii szacunku do sędziów w Polsce jest coraz gorzej? Nie na najwyższych szczeblach. Moim zdaniem w Ekstraklasie świadomość rośnie i rzadko kiedy ktoś przekracza granicę. Nie jest tak, że zjawisko się nasila. Powiedziałbym nawet, że kiedyś było dużo trudniej. W latach 90. w klubach była obecna mafia, wywierano dużą presję na sędziach, często dochodziło do stresujących sytuacji. Dziś sędziowie mają dużo większy komfort sędziowania. Marcin Borski Żona Daniela Stefańskiego napisała w oświadczeniu, że dostawał w przeszłości groźby śmierci. Pana też to spotkało? Miałem tego typu sytuacje dwa razy w karierze. Raz po meczu GKS-u Katowice z Odrą Wodzisław, gdy gospodarze spadli z Ekstraklasy. Po końcowym gwizdku chuligani wbiegli na murawę i pobili zawodników gości. Mocno ucierpiał też mój asystent, który otrzymał uderzenie w skroń i stracił przytomność. To były dramatyczne chwile dla naszego zespołu. Media pisały wówczas, że to pan został pobity przez kibola. Doszło do pomyłki, mnie udało się wyrwać i uciec przed tłumem, pomógł mi w tym ówczesny kierownik GKS-u Katowice. Dzięki niemu nie poniosłem uszczerbku na zdrowiu. Natomiast w nocy pojechaliśmy z moim asystentem do szpitala, gdzie miał tomografię. Pamiętam, że to był dzień finału Ligi Mistrzów między Liverpoolem i Milanem. Siedziałem w szpitalnej poczekalni i oglądałem "taniec" Jerzego Dudka w Stambule. Do Warszawy wróciliśmy o szóstej nad ranem, po złożeniu zeznań na policji. Potem i tak sprawę umorzono, bo nie odnaleziono sprawcy, którego pokazała nawet CNN w swoich relacjach z tego bulwersującego zdarzenia. Taki był poziom bezpieczeństwa w Polsce i na stadionach w tamtym okresie. Przed samym meczem nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bankrutujący klub gospodarzy nie ma służb porządkowych i że zastąpiono je kibicami. To właśnie te "służby porządkowe" dotkliwie pobiły niektórych zawodników Odry Wodzisław. W obecnych realiach nie jesteśmy już w stanie sobie wyobrazić, co się tam działo. Nie narzekałbym więc na upadek obyczajów w polskim środowisku piłkarskim. Na poziomie Ekstraklasy bezpieczeństwo sędziów na pewno wzrosło. Wspomniał pan, że miał do czynienia z groźbami śmierci dwukrotnie. Pierwszy raz usłyszał je pan na stadionie GKS-u Katowice. A drugi? To było jeszcze wcześniej, w 2000 roku. W jednym z czołowych polskich klubów rządziła mafia. Zawodnicy najwidoczniej mieli dobre relacje z "działaczami" i też słyszało się różnego typu pogróżki. Raz piłkarz powiedział mi, że "ktoś się może mną zająć", to było jednoznaczne. Zgłosiłem sprawę do Wydziału Dyscypliny PZPN-u, ale stwierdzono, że mamy słowo przeciwko słowu i wszystko się rozmyło. Po takich akcjach nie myślał pan, żeby dać sobie spokój z sędziowaniem? Sędziowałem w Ekstraklasie osiemnaście lat, a mówimy o dwóch ciężkich momentach. Było wiele meczów, które dawały mi wielką satysfakcję. Dwa incydenty nie mogą rzutować na całokształt. Poza tym człowiek był dużo młodszy, nie miał rodziny, nie czuł takiej odpowiedzialności za siebie. Nie chciałbym, byśmy się skupiali wyłącznie na negatywnych aspektach sędziowania. Zapytam więc o pozytywne strony. Proszę wskazać prezesa, trenera albo działacza, który pod względem komunikacji z sędziami i szacunek dla arbitrów stanowił wzór do naśladowania. Miałem przyjemność sędziować panu Kazimierzowi Węgrzynowi, byłemu obrońcy, a obecnie ekspertowi. Grał bardzo zdecydowanie, siłowo i raczej nie przebierał w środkach. Ze względu na jego posturę i różnicę wieku (jest starszy ode mnie) trochę się go obawiałem. Tymczasem okazało się, że jest niesamowicie zdyscyplinowany i sympatyczny. Ustawiając na boisku kolegów z obrony, używał mocnych słów, ale mnie jako sędziego traktował z szacunkiem i pomagał uspokajać sytuację na boisku. Kolejny pozytywny przykład to Robert Lewandowski. Kiedy zaczynał grać profesjonalnie na polskich boiskach, od razu było widać, że koncentruje się wyłącznie na grze. Nigdy nie biegał do arbitrów z pretensjami, gdy raz czy drugi go sfaulowano. Robił swoje, zamiast "płakać". To była wielka satysfakcja spotkać takiego sportowca na swojej drodze. A przykłady negatywne? Zawodnicy często przekraczali granicę? Nie, tylko raz. Jeden z zawodników zasugerował, że tragiczny wypadek, w którym bardzo ucierpiał mój tata, był czyjąś zemstą za moje sędziowanie. Na chwilę mnie zamurowało, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Mówimy o piłkarzu, którego bardzo cenię i tak naprawdę o bardzo sympatycznym człowieku. W ferworze walki przegiął, ale szybko wyjaśniliśmy sobie sytuację w obecności trenera. Podaliśmy sobie ręce i zapomnieliśmy o sprawie. Echa Derbów Krakowa. Mateusz Borek: to wiocha i słoma z butów Proszę opowiedzieć jeszcze o najbardziej pamiętnym meczu w Ekstraklasie. Mój pierwszy sezon, spotkanie Lecha Poznań z Wisłą Kraków. W ekipie Białej Gwiazdy świetni zawodnicy, jak Tomasz Frankowski czy Radosław Kałużny. A po drugiej stronie Maciej Żurawski żegnający się z Kolejorzem. Strzelił swojemu przyszłemu klubowi dwie bramki. Dla mnie, sędziego świeżo po awansie, mecz był toczony na kosmicznym poziomie! Foto: Jakub Piasecki/Cyfrasport / Sędziował pan w czasach, gdy polską piłkę toczył rak korupcji. Zdarzały się panu propozycje sprzedaży meczu? Oczywiście. Jeśli chodzi o Ekstraklasę, nigdy nie było to mówione wprost, raczej słyszałem jakieś sugestie. Natomiast na drugim poziomie rozgrywkowym często wykładano kawę na ławę. Widać było, że jest to na porządku dziennym. Moja odmowa budziła u działaczy zdziwienie. Robili wielkie oczy, że temat mnie nie interesuje. Później mnie lepiej poznali i propozycje się skończyły. Mocno przeżyłem aferę korupcyjną w polskim futbolu. Po pierwsze, zwyczajnie było mi wstyd, że jestem częścią takiego środowiska. Poza tym poczułem się jak głupek, który nie wiedział, co się działo tuż obok mnie, na najwyższych szczeblach sędziowania. Nie spodziewałem się, że "drugi obieg" funkcjonuje w takim stopniu i to wśród topowych sędziów i członków najwyższych władz sędziowskich. Co pan czuł, znajdując swoje nazwisko na tzw. Liście Fryzjera, a więc liście nazwisk arbitrów, którzy mieli uczestniczyć w procederze korupcyjnym? Od początku miałem świadomość, że może mi to bardzo zaszkodzić i tak się właśnie stało. Byłem w najlepszym sędziowskim okresie, artykuł na pewno zahamował moją karierę. Wrzucono mnie do "zamrażarki" i czekano na rozwój wypadków. Straciłem czas. Walka o dobre imię trochę trwała, bo wiadomo, że u nas sądy działają wyjątkowo wolno. Myślę jednak, że ostatecznie udało się wszystko odkręcić. Publikacje pana redaktora Panka, który odsłaniał na swoim blogu kulisy korupcji, są też dowodem, że nie brałem w tym udziału. Mam trochę żal do autorów Listy Fryzjera, choć gdy się spotykamy, normalnie rozmawiamy. Uznali, że kiedy się robi tak ważną i w ich mniemaniu pożyteczną robotę, to mogą pojawić się czasem przypadkowe ofiary. To ich punkt widzenia. Mój, jako tej przypadkowej ofiary, jest trochę inny. Powinno się zachować nieco większą staranność, jeśli wplącze się kogoś w tego typu aferę. Tym bardziej że sprawa dotyczyła jednej z najważniejszych wartości w życiu – ludzkiej godności. Stawianie takich zarzutów musi być poprzedzone bardzo szczegółową weryfikacją. Dziś jednak absolutnie nie rozpamiętuję tamtych spraw. Temat dawno jest za mną. Pech Michała Karbownika. W tym roku już nie zagra Afera korupcyjna z początku XXI wieku ma jeszcze jakiś wpływ na postrzeganie polskiego sędziego? Na pewno to ciągle gdzieś tkwi w świadomości fanów, zwłaszcza starszej daty. Natomiast inne kraje też miały przecież podobne problemy, choćby Niemcy czy Włochy. Nie jesteśmy jedynymi złymi, mówimy o ogólnoświatowym procederze. Wiemy, że korupcja dotarła swego czasu nawet na najwyższe szczeble FIFA. Piłka zawsze była dziedziną, która przyciągała także ludzi spod ciemnej gwiazdy. Sędzia ma w dobie VAR ograniczone pole działania, ale w przeszłości miał na boisku dużą władzę. Musiało dojść do afer korupcyjnych, bo istniała ogromna dysproporcja między pieniędzmi obecnymi w futbolu a zarobkami sędziów. Jak ocenia pan obecny stan sędziowania w Polsce? Uważam, że jest bardzo przyzwoicie. Koledzy wypracowali sobie w UEFA dobre pozycje. To dzięki zawodowstwu wprowadzonemu jeszcze za czasów Michała Listkiewicza, sędziowie dostali bardzo duży "handicap" w stosunku do innych arbitrów z Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie nie ma takich warunków. Od czasu wprowadzenia zawodowych kontraktów nasi "rozjemcy" skupili się wyłącznie na tej pracy i są efekty. Mogłoby być lepiej, ale to kwestia nie do końca dobrego szkolenia i nie najlepszej selekcji, prowadzonej przez Kolegium Sędziów. Na czołowych sędziów nie napierają konkurenci, nie są więc odpowiednio motywowani. Wszyscy widzimy, że od paru lat elita jest zamknięta. To największy problem naszego sędziowania? Nie, największym problemem jest I i II liga. Ekstraklasa ma VAR i sędziów zawodowych. Jeśli chodzi o najwyższy poziom rozgrywkowy oraz zaplecze, przepaść w poziomie gry nie jest tak duża jak między wynagrodzeniem arbitrów obu szczebli. W I lidze sędziowie muszą praktycznie tak samo szybko biegać jak w Ekstraklasie, a dostają dużo mniej narzędzi i środków, by się odpowiednio przygotować. Na pewno nie jest to zdrowa sytuacja. Zapomniano o zapleczu, a ono jest ważne. Mamy generację bardzo dobrych sędziów, którzy wypełnili pustkę po okresie korupcyjnym, natomiast oni zakończą karierę w podobnym okresie. Boję się, że nie mamy następców. Nie widzę świeżej krwi, a już na pewno nie widzę dobrej jakości. Od momentu zakończenia przeze mnie kariery w 2016 roku, nie pojawiły się żadne nowe nabytki. Może poza sędzią Wojciechem Myciem, a wszyscy wiemy, jak on sobie radzi. Foto: Onet Nie ma z czego wybierać? Potencjał jest, bo mówimy o dziesięciu tysiącach osób. Natomiast – jak wspomniałem – kuleje selekcja. Przez dwa lata miałem okazję śledzić rozgrywki III ligi jako przewodniczący kolegium na Mazowszu. Wiem, jak to wygląda. Jest naprawdę dużo do zrobienia, żeby system stał się efektywny. Musi być możliwość awansu dla sędziów, którzy są naprawdę dobrzy, a pracują na niższych szczeblach. Wróćmy na koniec do pana. Proszę podsumować swoją karierę jednym zdaniem. Sędziowałem w Ekstraklasie uczciwie osiemnaście lat w bardzo trudnych czasach. Jestem z tego po prostu dumny. A jest coś, czego pan żałuje? Na pewnym etapie mogłem bardziej słuchać ludzi bardziej doświadczonych od siebie. Nie być skoncentrowanym tylko na tym, że wiem najlepiej i pójdę swoją ścieżką. Osiągnąłbym więcej, gdybym skorzystał z mądrych rad ludzi z większym doświadczeniem życiowym. Ale pewnie nie jestem jedyną osobą, która wypowiada takie zdanie. Rozmawiamy wieczorem, więc pewnie zaraz siada pan do meczu? Niekoniecznie. Widzi pan, dawniej miałem w domu alibi. Tłumaczyłem, że muszę śledzić wszystkie spotkania, bo to moja praca. A teraz co ja powiem żonie?… Musisz przetłumaczyć "ŚMIERTELNE UDERZENIE" z polskiego i użyć poprawnie w zdaniu? Poniżej znajduje się wiele przetłumaczonych przykładowych zdań zawierających tłumaczenia "ŚMIERTELNE UDERZENIE" - polskiego-angielski oraz wyszukiwarka tłumaczeń polskiego.
Stało się. Podczas wyciągania naczyń ze zmywarki uderzyłeś się w głowę o otwartą szafkę, aż zobaczyłeś gwiazdki. Słyszałeś od kogoś, że możesz zakrwawić do głowy i umrzeć śmiercią „uderzeniem o szafkę“, a przecież to najgłupsza śmierć, prawie idealna na nagrodę Darwina. Dlatego spakowałeś już swoją torbę do szpitala, bo to na pewno „wstrząs“ mózgu i jedziesz na CITO (!) na SOR. STOP! Zastanówmy się przez chwilę: czy faktycznie każdy uraz głowy jest na tyle poważny, aby wymagał interwencji i diagnostyki na SOR-ze? Oczywiście, że nie. Wiele osób po tym, co wydawałoby się ciężkim urazem głowy, wychodzą bez żadnego zadrapania, inni zaś kończą swoją przygodę w oddziale intensywnej terapii i pozostają na stałe pod respiratorem. Szczęście? Przypadek? W tym poście dowiecie się więcej o tym. Gotowi? Dodam, że w tym wpisie omawiamy tylko urazy głowy, czyli czaszki, nie twarzoczaszki. Zacznijmy od tego, że wiele zależy od samego mechanizmu urazu głowy. Uderzenie o szafkę podczas wstawania nie jest urazem na duża skalę. W porównaniu do tego, jeżeli doszło do wypadku komunikacyjnego z dachowaniem i urazem głowy o część samochodu, wypadnięcie z jadącego pojazdu, pieszy vs. samochód nazywamy to urazem wysokoenergetycznym i jest to wskazanie do dalszej diagnostyki, gdyż skutki mogą być różne. Z kolei mała stłuczka nie powinna zrobić nam krzywdy. Inne urazy, które kwalifikuje się jako potencjalnie „groźne“ to na przykład upadek z wysokości, z drabiny, z dachu, pobicie pałką, cegłą itp. – rozumiecie chyba, do czego dążę: można powiedzieć, że każdy uraz głowy, który wygląda brutalnie, może być niebezpieczny. Wprawdzie „lekki“ uraz nie wyklucza, że nic się nam nie stanie, ale o tym zaraz więcej. Czego tak się boimy podczas urazów głowy? Przede wszystkim krwawienia „do głowy“, a dokładniej krwawienia wewnątrzczaszkowego (czyli pod czaszką – nie te guzy, która pojawiają się na skórze głowy), w tym nadtwardówkowego, podtwardówkowego, podpajęczynówkowego, śródmózgowego. Definicje tutaj nie są istotne, ale musicie wiedzieć, że mózg nie przylega bezpośrednio do kości czaszki, ale jest otoczony tzw. oponami, a między nimi znajduje się płyn mózgowo-rdzeniowy. Jest to malutka przestrzeń, ale w gruncie rzeczy można by było skusić się o stwierdzenie, że mózg w niej „pływa“. Ta konstrukcja ma chronić ten ważny narząd przed urazami głowy. Niemniej jednak przy urazach dochodzi do bezwładnego przemieszczania się mózgowia w jamie czaszki i może dojść do stłuczenia mózgu oraz uszkodzenia naczyń i krwawienia. Wyobraźcie sobie, że jest to trochę jak stłuczenie małego palca poprzez uderzenie się o szafkę – tylko że w tym przypadku mózg „uderza“ o kość czaszki. Oczywiście takie zmiany w głowie nie są widocznie zewnętrznie. Zależnie od tego, jak poważnie zostało naczynie uszkodzone, można podczas dużego krwotoku stracić przytomność i już nie odzyskać, a przy wolno narastających krwotokach objawy mogą się pojawiać stopniowo, nawet przez kilka dni lub tygodni. Krwawienia mogą ustąpić samoistnie i się wchłonąć z czasem, niektóre wymagają zabiegu neurochirurgicznego (tak, tu właśnie wierci się otwory lub chwilowo usuwa część czaszki – tzw. kraniotomia) i usunięcia, inne są tak gigantyczne, że szanse na przeżycie i zachowanie funkcji mózgu są znikome. Problem polega na tym, że czaszka jest zamknięta przestrzenią. Gdy mamy siniaka po urazie na dłoni to pojawi się wyniosłość, skóra się uniesie, trochę poboli, później zniknie. Mimo, że krwiak w głowie polega na podobnym zjawisku, to nie ma on gdzie „uciec“, gdyż opony i kości czaszki na to nie pozwalają. Tym sposobem duże krwiaki uciskają na mózg i drogi nerwowe, tworzą obrzęk, powodują wzrost ciśnienia w czaszce i tym samym poważne objawy. U dzieci jednak może wyglądać to całkowicie inaczej, gdyż małe dzieci (do ok. 1,5 roku) posiadają ciemiączko (a nawet kilka) i szwy czaszki, które są po prostu niezrośniętymi częściami kości czaszki. Analogicznie, jeżeli u dziecka czaszka jest przestrzenią „otwartą“ lub plastyczną, ucisk wywołany przez krwiaka wewnątrzczaszkowego nie będzie powodował tak szybkiego wzrostu ciśnienia w czaszce jak u dorosłego, gdyż ma gdzie „uciec“ przez właśnie tą fachowo nazywaną rezerwową objętość wewnątrzczaszkową – widać to czasami poprzez uwypuklenie ciemienia. Z tego powodu u dzieci poważne objawy urazów głowy mogą być opóźnione. Warto zaznaczyć, że nie musi dojść do złamania czaszki, aby powstał krwiak wewnątrzczaszkowy. Z drugiej strony można mieć złamaną czaszkę, ale bez żadnego krwawienia w czaszce. Jedne od drugiego nie jest zależne, a izolowane złamanie czaszki wymaga jedynie krótkiej obserwacji w szpitalu, jeżeli nic dodatkowego się nie dzieje. Swoją drogą, aby złamać sobie czaszkę trzeba naprawdę niemałej siły, nie są to delikatne kości (to nie błąd, czaszka składa się z wielu kości). Nie trzeba mieć też zmian krwotocznych, aby uraz został zakwalifikowany jako poważny. Istnieje coś takiego jak rozlany uraz aksonalny (ang. diffuse axonal injury). To bardzo poważna diagnoza i charakteryzuje się uszkodzeniem dróg istoty białej, ale nie widać żadnego zbierania się krwi wewnątrz czaszki. Szanse na wyzdrowienie są znikome. Uff… mózg i głowa to jednak skomplikowana sprawa. Czym jest wstrząśnienie mózgu? (nie wstrząs!) To bardzo powszechne następstwo urazu mózgu, ale nie jest groźne, tylko tak brzmi i pacjenci chętnie zadają pytanie: „A co, jeżeli mam wstrząśnienie mózgu?!“ Odpowiedź brzmi bardzo banalnie: „Odpoczywamy!“ Wstrząśnienie mózgu nie jest stanem zagrażający życiu! Tak naprawdę definicja jest dość niejednorodna, ale uznaje się, że chodzi tutaj w szczególności o tymczasowe upośledzenie funkcji neurologicznych po urazie, które wycofują się samoistnie z czasem i jednocześnie nie stwierdzą strukturalnych zmian (np. właśnie krwotoki). Najłatwiej stwierdzić, że podczas urazu na mózg i pień mózgu oddziaływają różne siły, jak na przykład podczas gwałtownego przyśpieszenia lub zwolnienia (ale także podczas zwykłego upadku). W przypadku wstrząśnienia może, lecz nie musi dojść do utraty przytomności, zazwyczaj krótkotrwałej (zwykle nie dłużej niż do 1 h) z niepamięcią całego incydentu. Chociaż każda utrata przytomności wymaga co najmniej diagnostyki (tomografia), to sama w sobie, tak jak w przypadku wstrząśnienia, nie musi oznaczać nic znaczącego. Inne typowe objawy to ból głowy, niepamięć, splątanie, zawroty głowy, nudności, wymioty, zaburzenia równowagi, ogólne osłabienie i zmęczenie, zaburzenia snu i koncentracji. Ból głowy i złe samopoczucie mogą czasami utrzymywać się nawet do kilku miesięcy. Jakie objawy powinny nas zaniepokoić i kiedy zgłosić się na SOR? Jeżeli akurat nie trafiliście po ciężkim urazie karetką do SOR-u to może właśnie zastanawiacie się, czy uraz głowy, którego doznaliście, wymaga pilnej diagnostyki. Miejcie na uwadze, że 97 na 100 pacjentów, u których wykona się TK głowy po urazie nie będzie miało żadnych zmian – to jest 97%! Jak już wcześniej wspominałam, sam mechanizm urazu ma ogromne znaczenie. Jeżeli przelecieliście przez kierownicę roweru i jeszcze na dodatek bez kasku, upadliście podczas jazdy na nartach, macie otwartą ranę głowy, spadliście z drabiny to witamy na SOR-ze! Jeżeli spadnie Wam na głowę butelka wody, może lepiej zostańcie w domu. Nikt Wam nie wykona z tego powodu badań obrazowych. Mam nadzieję, że wyczuliście tendencję. Następujące objawy mogą również świadczyć o poważniejszych konsekwencjach urazu (chociaż nie zawsze muszą). Wymagają one przynajmniej zbadania przez lekarza, który stwierdzi, czy potrzebna Wam jest tomografia głowy. utrata przytomności (dość niespecyficzny objaw, który absolutnie nic nam nie mówi o stanie pacjenta)nieprzytomność (osoba nie budzi się) lub stopniowo pogarszająca się świadomość (dla medyków: GCS <15 po 2 godzinach od urazu lub <14 w jakimkolwiek okresie)wymioty (zazwyczaj ≥2x, jednokrotne wymioty mogą się zdarzyć i być spowodowane bólem, złym samopoczuciem, itp.)niepamięć wsteczną ≥30 minutnarastający lub silny ból głowyzaburzenia mowy (bełkot, niewyraźna mowa)zaburzenia zachowania (osoba jest agresywna, spowolniała)niedowłady (ręki, nogi lub w obrębie twarzy)napad drgawekzaburzenia widzeniazaburzenia równowagi z tendencją do upadania (nie łagodne zawroty głowy)nierówne źrenice (poszerzenie jednej źrenicy w stosunku do drugiej)spadek ciśnieniazaburzenia oddychaniawidoczne krwiaki wielomiejscowe, szczególnie krwiaki okularowe (oczy szopa), krwiak za/pod uchemkrwotok z ucha lub wyciek jasnej wydzieliny z nosa (płyn mózgowo-rdzeniowy)rany, które wymagają zaopatrzenia chirurgicznego Ponadto oceny przez lekarza i diagnostyki wymagają osoby: które przyjmują leki przeciwkrzepliwe (na rozrzedzenie krwi)≥ 65 roku życia oraz dzieci (tutaj należy zgłosić się do szpitala z oddziałem chirurgii dziecięcej)w znacznym upojeniu alkoholowym lub po spożyciu narkotyków (u których ciężko ocenić, czy ich ogólny stan wynika ze spożycia używek, czy z urazu głowy)z urazami wielomiejscowymi (różne części ciała)u których podejrzewa się lub nawet wyczuwa się złamanie czaszki Jakie objawy są typowe dla urazów głowy i nie wymagają wizyty w SORze? Powiem tak: macie prawo po urazie głowy czuć się beznadziejnie. Następujące objawy nie powinny budzić nasz niepokój. ból głowyzawroty głowynudnościogólne osłabienie, zmęczenie, sennośćczujecie się dobrze i nie doznaliście poważnego urazu głowy Jakie badania wykonać po urazie głowy? Nie każdy uraz głowy wymaga diagnostyki. Jeżeli już znaleźliście się na SOR-ze to najważniejsze, jak z resztą zawsze, jest wywiad z pacjentem i badanie lekarskie, zwłaszcza ukierunkowane neurologicznie – sprawdza się, czy nie wystąpiły objawy niepokojące (patrz wyżej). Zależnie od tego lekarz może zaproponować wykonanie tomografii głowy, aby wykluczyć krwotoki i stłuczenia mózgu. Pamiętajcie, że jest to metoda diagnostyczna z wyboru. Nie zaleca się wykonywania RTG czaszki (więcej o tym przeczytacie tutaj: gdyż pokaże nam to jedynie kości czaszki, które nie są naszym głównym punktem zainteresowania. Chcemy przecież wiedzieć, co się dzieje w głowie, a niezłamane kości czaszki nie wykluczają krwotoków. Czasami w przypadku poważnych urazów głowy zleca się również tomografię kręgosłupa szyjnego, który jako część sąsiadująca i mechanicznie zależna może dodatkowo ulec uszkodzeniu (nawet, jeżeli nie było bezpośrednio urazu kręgosłupa). U niemowląt z niezarośniętym ciemieniem można zamiast TK wykonać USG przezciemiączkowe. W niektórych oddziałach SOR z pododdziałem chirurgii dziecięcej można posługiwać się urządzeniem o nazwie Infrascanner, które za pomocą absorpcji światła bliskiej podczerwieni może służyć do screeningu krwawienia wewnątrzczaszkowego w przypadku łagodnych urazów głowy. Nie jest to przyrząd, który na 100% wykluczy poważne zmiany, ale niekiedy pozwala, o ile jest to uzasadnione, uniknąć TK głowy i związanego z nim promieniowania rentgenowskiego. Pamiętajcie, aby po poważnym urazie głowy od razu zgłosić się na SOR, a nie za tydzień. Oczywiście zdarzają się też takie przypadki, w których krwotoki tworzą się bardzo powoli, ale niepokojące objawy wtedy się pogarszają. Osoby, które po tygodniu lub dwóch przychodzą do nas na SOR zazwyczaj przeszli wstrząśnienie mózgu i walczą z typowymi objawami, które nie wymagają diagnostyki. Uraz głowy i co dalej? W przypadku łagodnych urazów głowy pacjent powinien trafić do domu, odpoczywać, unikać wysiłku oraz przyjmować leki przeciwbólowe, jeżeli zachodzi taka potrzeba. W przypadku długotrwałych objawów osoby takie kontroluje i leczy się w poradni neurologicznej. W urazach głowy z niepokojącymi objawami pacjenta z reguły obserwuje się przez 24 lub 48h. Złamania czaszki bez krwawienia wewnątrzczaszkowego przeważnie wymagają obserwacji nieco dłuższej (2-3 dni) i ewentualnego powtórzenia TK głowy w uzasadnionych przypadkach. Poważne stany z krwawieniem wymagają albo obserwacji lub ewakuacji krwiaka, zależnie od tego, czy można i powinno się przeprowadzić zabieg neurochirurgiczny. W bardzo ciężkich urazach nawet natychmiastowa pomoc lekarska nie jest w stanie pomóc choremu i prowadzić do śmierci lub dużego uszczerbku na zdrowiu. Czy rany głowy wymagają szycia? Jeżeli na naszej głowie w wyniku urazu pojawiła się rana, powstają zazwyczaj dwa pytania: 1. Co dalej? 2. Dlaczego to tak krwawi? Rany głowy nie muszą być wyznacznikiem poważnego urazu. Czasami nieszczęśliwie się uderzymy i skóra po prostu pęka pod wpływem ostrego zakończenia lub siły. Krew z takich ran potrafi się lać strumieniami, jeżeli nieszczęśliwie uszkodziliśmy sobie małe naczynie, które znajduje się w powłokach głowy. O ile nie jest to otarcie, zadrapanie, zwykły krwiak lub powierzchowna rana naskórka, rana głowy wymaga zaopatrzenia chirurgicznego, czyli szycia. Jeżeli rana idzie przez pełną grubość skóry i ma dwa brzegi, a pomiędzy znajduje się przestrzeń, powinniście mieć założone szwy (najlepiej nie później niż po 6 godzin po ich powstaniu). Przy dużych zranieniach, zwłaszcza zanieczyszczonych (brudem, ziemią, itp.) uzasadnione jest stosowanie antybiotyku i ewentualnie podanie szczepionki przeciwtężcowej. Szwy usuwa się po około 7 dniach. Jak się chronić przed urazami głowy? Za każdym razem to powtarzam i będę to przy każdej okazji powtarzać: noście kaski! Czy to rower, wrotki, motocykl, jazda na nartach czy jazda konna – jeżeli nie nosicie kasku igracie z własnym życiem. Za dużo widziałam rodzin, które opłakują młode osoby leżące nieprzytomne na salach intensywnej terapii, sparaliżowane od szyi w dół (w takich przypadkach mamy do czynienia z przerwaniem rdzenia kręgowego), aby nie trąbić o tym regularnie. Wyobraźcie sobie, że czasami nawet kask nie jest w stanie nas uchronić, więc przynajmniej zwiększmy swoje szanse przeżycia na tyle, ile możemy. Często spotykam się z tym, że ludzie nie noszą kasków i podchodzą do tego bardzo niepoważnie. Chrońcie swoje głowy! Ten poradnik omawia jedynie niektóre przypadki i nie zastępuje wizyty u lekarza. Jeżeli czujesz się źle i coś Ci dolega, skonsultuj się ze swoim lekarzem.

kakeashi dachi (ang. hooked stance) kamae dachi – pozycja wojownika. kiba dachi – pozycja jeźdźca. kokutsu dachi (ang. backward leaning stance) moroashi dachi (ang. two foot stance) musubi dachi (ang. open feet stance) nekoashi dachi – pozycja kota. shiko dachi – pozycja sumo. shizen dachi – naturalna pozycja.

[...] i broniłem dłużej, próbując z nich uciec. Z reguły problem trwał podobnie jak w przypadku przeziębienia/zapalenia krtani około 3-7 dni i przechodził. Rzadziej pojawia się uderzenie w krtań. Nie wydaje mi się aby było to coś niebezpiecznego. Oczywiście o ile nie plujesz np. krwią. Nie, na szczęście nie pluje. Ale utrzymuje mi się już to 5 dni i [...] Odpowiedzi: 13 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 6/12/2021 7:42:11 PM Liczba szacunów: 0 [...] gardła co najmniej 20 razy, po duszeniach, których nie klepałem i broniłem dłużej, próbując z nich uciec. Z reguły problem trwał podobnie jak w przypadku przeziębienia/zapalenia krtani około 3-7 dni i przechodził. Rzadziej pojawia się uderzenie w krtań. Nie wydaje mi się aby było to coś niebezpiecznego. Oczywiście o ile nie plujesz np. krwią. Odpowiedzi: 13 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 6/11/2021 10:26:51 PM Liczba szacunów: 0 [...] który w pewnym momencie zapiera się, dzięki czemu ma idealną pozycję do kontry. Tylko raz w życiu miałem dostać w krtań podczas sparingu bjj, było to stosunkowo niemocne uderzenie, a przez dobre kilka sekund miałem problemy z oddychaniem. Nie twierdzę oczywiście, że nauczasz niewłaściwie, ale czy uważasz, że wszyscy Twoi adepci po prostu nie [...] Odpowiedzi: 79237 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 12/15/2018 8:40:56 AM Liczba szacunów: 1 [...] tonem. Trochę kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziło. usunięcia Boruty to nie moja sprawa. Mam swoje zdanie, ale zachowam je dla siebie. sprawy - owe uderzenie w krtań. Stwierdzę dość arbitralnie na podstawie Twojej wypowiedzi, że w ogóle nie masz pojęcia o sprawie, w której zabrałeś głos i którą z urzędu wyśmiałeś [...] Odpowiedzi: 1433 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 2/24/2007 2:13:38 PM Liczba szacunów: 0 [...] wpychanie wyprostowanych palców pod pachę (podobnie można paluchy wpychać w tchawicę-też piorunujący efekt-wyprostowane palce z całej siły wpychasz pod pachę,czy w tchawicę) uderzenie pod pachę daje praktycznie to co kop w jaja-tam przechodzi od cholery nerwów i tętnic (nie jestem dobry z anatomii,więc szczegółowo nie powiem),ale ból-efekt jest [...] Odpowiedzi: 746 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 10/28/2003 8:51:52 AM Liczba szacunów: 0 [...] Ci nie odklepie, wiec albo go polamiesz albo wstanie i moze byc roznie;) To samo tyczy sie krav, uderzenia w krtan, oczy i krocze...ok a jesli gosciu to kark lub bokser? uderzenie w krtan nic nie da oczy - jesli nadarzy sie okazja krocze - a kto mi zabroni urzywac kopniecia prostego zamiast na splot to w krocze? wejdze predzej niz kopanie [...] Odpowiedzi: 77 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 11/12/2007 6:15:38 PM Liczba szacunów: 0 [...] można przeczytac o KM, jaki to brutalny system...za brutalnością idą zazwyczaj poważne uzkodzenia. KM pomoć składa się brudnych tricków typu: - palce w oko - kop w jądra - uderzenie w krtań - skręcanie karku (Afenis - to tez bywa smiertelne) Tak więc, czy wiecie co zrobic, gdy komuś skręcicie kark, uderzycie w krtań etc.? Przypominam o art. 162 [...] Odpowiedzi: 746 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 11/11/2003 7:40:25 AM Liczba szacunów: 0 Widziałem kiedyś uderzenie w krtań na bramce zrobione przez mojego kolegę,niestety zrobione na innym koledze,który nie umiał się odpowiednio zachować na pytałem,czy zrobił to specjalnie,czy zeszła mu pięść z minut duszenia i rzygania przed lokalem(uderzony był pod wpływem alkoholu).Na takie uderzenia trzeba [...] Odpowiedzi: 78 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 7/19/2012 3:44:34 PM Liczba szacunów: 0 MISTRZOSTWA ŚLĄSKA NE-WAZA JUNIORÓW I SENIORÓW ORGANIZATOR: AZS Uniwersytet Śląski Katowice TERMIN: MIEJSCE: Gimnazjum nr 4 Katowice os. Paderewskiego ul. Graniczna 46 UCZESTNICY: juniorzy ( 1991r,1992r,1993r) seniorzy ( 1990r i starsi ) kobiety ( 1993r i starsze ) OPŁATA: 30 zł płatna w dniu zawodów Zgłoszenia nadsyłać na [...] Odpowiedzi: 3003 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 3/23/2009 9:49:49 AM Liczba szacunów: 0 Zaraz pojdzie na mnie hejt, ale zaryzykuje. Obojetnie w jakiej jestes gardzie na ulicy, bo to traci sens. Techniki, te sa glownie podporzadkowane regula sportowym danej dyscypliny w tym przypadku bjj, albo niech bedzie, ze nawet zapasniczej. Walka na ziemi na ulicy to jest igranie z trwalym kalectwem lub smiercia. Trenowalme regularnie ponad 2 [...] Odpowiedzi: 21 Ilość wyświetleń: 4685 Data: 7/9/2017 10:50:34 AM Liczba szacunów: 1 [...] niezbyt często) że trener pokazując ciosy bądź techniki,nie informuje jakie mogą być ich skutki ( a w przypadku KM mogą być to często dość dotkliwe obrażenia). Nie tylko uderzenie w krtań,może to być cios w skroń,cios pod serce,jest wiele ciosów które gdy odpowiednio wejdą mogą spowodowac szybszą,lub wolniejszą śmierć-mój trener pokazując [...] Odpowiedzi: 746 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 11/10/2003 1:52:02 PM Liczba szacunów: 0 [...] której już swoje zdanie wyrobiłem..żydowska sztuka walki wkładaniapalców do oczu..Panowie powiem wam że nie koniecznie trzeba komuś wkładać łapy do ryja czy do oczu żeby go wyeliminować sa bardziej wrażliwe punkty witalne wystarzy uderzenie w krtań i człowiek nie może krzyknąć ale i nie może oddychać..Ale to chyba wiecie..uczą tego na Combacie?? Odpowiedzi: 1609 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 7/10/2004 10:50:27 AM Liczba szacunów: 0 [...] tych morderczych technik, więc powinniscie tez umiec niesc pomoc w takich sytuacjach, chyba, że chcecie podpadac pod paragraf 162 KK. Instruktor, ktory uczy "zabijac" (bo uderzenie w krtań moze doprowadzić do smierci) powinni uczyc tez ratować... KRAZZ - wykonasz tracheostomię? lub chociaż samą stomię ? SI VIS PACEM, PARA BELLUM... Odpowiedzi: 746 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 11/10/2003 1:09:24 PM Liczba szacunów: 0 [...] gdy bede szedl z dziewczyna (a to mnie zawsze najbardziej martwi). Jest wersja, gdzie na chwilowym obezwladnieniu nie pozostaje, i gdy o jest zaskoczony, to nie wiem - uderzenie w krtan, palec w oko, jakies brudne kotegahaeshi czy cos, nawet mozna by miec kose i go dziabnac raz czy dwa - ale wtedy to JA w swietle prawa bede bandyta. Jak w [...] Odpowiedzi: 94 Ilość wyświetleń: 19890 Data: 10/15/2008 1:29:16 AM Liczba szacunów: 0 jak to nie uczą Was zabijania? przecież wszedzie mozna przeczytac jakie stosujecie techniki. uderzenie w krtań może zabić. SI VIS PACEM, PARA BELLUM... Odpowiedzi: 746 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 11/10/2003 5:53:40 PM Liczba szacunów: 0 Misnie nie ale sila tak. KM jest do obrony a do ataku wystarczy mocny strzal z piesci z lokcia albo uderzenie w krtan. Odpowiedzi: 109 Ilość wyświetleń: 20000 Data: 10/6/2001 2:48:37 PM Liczba szacunów: 0 Technik transportowych uzywamy dopiero po zakonczonej akcji... Czyli doprowadzamy pacjenta do stanu "rozluznienia", przez np. uderzenie w krtań. Opiszę jedną technikę, która mi teraz na myśl przychodzi: Łapiemy klijenta za palce (najlepiej za dwa - wskazujący i środkowy, ale nic sie nie stanie jesli zlapiemy za wszystkie) i wsuwamy jego [...] Odpowiedzi: 35 Ilość wyświetleń: 8376 Data: 8/16/2002 1:56:59 AM Liczba szacunów: 0 [...] czytałem ale jest on dość lapidarnym przedstawieniem postaci dr. Bryla 3 - nikt nie mówi o robieniu technik na 100%. Czy dr. Bryl powiedział kiedyś np.: należy ćwiczyć uderzenie w krtań z partnerem na 100%. Czyś ty na łeb upadł ??!!. Trzeba ćwiczyć ostro ale zachwując granice rozsądku. Bryl ma doświadczenie w nauczaniu. Jak byś niewiedział [...] Odpowiedzi: 109 Ilość wyświetleń: 16690 Data: 11/26/2002 7:16:47 PM Liczba szacunów: 0 [...] jakąś tam przewagę wyższy ma ale nie jest aż tak tragicznie. Na ulicy najlepszą metodą są brudne sztuczki z KM. Ale to trzeba umieć zastosować. Np. kopnięcie w krocze czy uderzenie w krtań w otwartej walce na nic się nie przyda bo jest ciężko trafić. Chodzi o to aby w chwili spodziewanego ataku ze strony przeciwnika zaatakować pierwszym. Odpowiedzi: 47 Ilość wyświetleń: 9614 Data: 3/16/2005 12:04:32 PM Liczba szacunów: 0 [...] oddaje/próbuję uciec w odpowiednim momencie 2. Gość mnie atakuje - próbuję go w jakiś sposób spowolnić (niskie kopnięcia, wytrącenie w równowagi po jego obszernym ciosie, uderzenie w krtań itd), i uciekam EDIT: jeszcze sytuacja numer 3. Gość atakuje mnie gdy jestem z kobietą. Wtedy nie ma mowy o ratowaniu się ucieczką bez obezwładnienia [...] Odpowiedzi: 31 Ilość wyświetleń: 7330 Data: 1/23/2012 7:00:59 PM Liczba szacunów: 0 Ciekawostka odnośnie walki. W 1:07 atak petardą "Wyśmienity Północny Wiatr" i Geralt zamienia się w madafakera rozwalającego na kawałki wrogów gołymi pięścia
Latem 1943 r. do Winnicy na Ukrainie ciągnęli ludzie z całej okolicy. Wieść o odkopanych tam przez Niemców dołach śmierci z ciałami osób rozstrzelanych przez NKWD w latach 1937–1938 rozeszła się błyskawicznie i poruszyła wszystkich, którzy od lat szukali bliskich, aresztowanych na Podolu pod koniec lat trzydziestych. Ze stacji kolejowej w mieście płynęli więc w lipcowe dni 1943 r. szeroką rzeką Polacy, potomkowie mieszkańców Rzeczypospolitej Obojga Narodów, których na sowieckiej ziemi zatrzymał traktat ryski z 1921 r.; szli także Ukraińcy, żyjący na tej ziemi od wieków obok Polaków – wszyscy po to, by wśród odsłoniętych przez Niemców szczątków szukać ojców, braci, synów. Mord winnicki zajmuje na mapie „operacji polskiej” NKWD pozycję wyjątkową, choć był zaledwie jednym z wielu popełnionych w ramach wielkich akcji eksterminacyjnych, które swym zasięgiem objęły cały ZSRS. W żadnym innym miejscu ukrycia zwłok nie dokonano jednak systematycznej ekshumacji i nie udokumentowano jej wyników jeszcze podczas wojny. Nietknięte do dziś mogiły znaczą sowieckie ludobójstwo na Polakach w ukraińskich oraz białoruskich lasach, we wsiach i miasteczkach; rozstrzelani spoczywają wśród innych ofiar bolszewizmu w Bykowni i Kuropatach, na cmentarzu Lewaszowskim w Petersburgu, w lasach Sandarmochu w Karelii, w okolicach Archangielska, na Wyspach Sołowieckich, w chłopskich osadach Białymstoku i Wierszynie na Syberii… Rozpoczęta w sierpniu 1937 r. „operacja polska” oraz prowadzona równolegle z nią od lipca „operacja antykułacka” pochłaniały na Podolu zarówno Ukraińców, jak i Polaków – wystarczyło, by Polak został uznany za kułaka, a trafiał na listy śmierci; dość było Ukraińcowi mieć żonę polskiego pochodzenia, a szedł pod mur. Podczas niemieckiej ekshumacji wydobyto prawie 9,5 tys. ciał. Jaką część z nich stanowili Polacy? Wśród 679 zidentyfikowanych zwłok Niemcy doliczyli się ich tylko 28, dane te jednak należy traktować z daleko idącą ostrożnością. Okupanci, niezorientowani w realiach bolszewickiego państwa, nie zdawali sobie sprawy ze stopnia komplikacji miejscowych stosunków narodowościowych. Skoro wciąż nie sposób ustalić, ilu naszych rodaków zamieszkiwało Ukraińską SRS, jak mieli Niemcy w 1943 r. trafnie kwalifikować narodowość rozstrzelanych? Na podstawie prowadzonych dzisiaj kwerend archiwalnych liczbę polskich ofiar zbrodni winnickiej lokalni badacze z Podola szacują na ok. 3 tys. Katyński scenariusz po raz wtóry Niemcy zainteresowali się Winnicą, kiedy prowadzili ekshumację w Lesie Katyńskim. Jeszcze 11 kwietnia 1943 r., ogłaszając światu o odkryciu grobów polskich oficerów, podali, że tamtejsze doły kryją zwłoki od 10 do 12 tys. rozstrzelanych, byli bowiem przekonani, że odnaleźli wszystkich wymordowanych jeńców – tylu zaginionych szukał przecież formujący Armię Polską w ZSRS gen. Władysław Anders ze współpracownikami. Tymczasem ekshumacja w Katyniu nie przyniosła spodziewanych wyników. Im dalej posuwały się badania w podsmoleńskim lesie, tym pewniejsze stawało się, że aż tylu zabitych tam nie ma. Gdzie więc byli? Gdy do Niemców dotarły wieści o dołach śmierci w Winnicy, przyjęli, że pewnie właśnie tam. Podobnie jak do Lasu Katyńskiego, sprowadzili na Podole patologów, dwóch członków międzynarodowej komisji z Katynia, prof. Ferenca Orsósa z Węgier i prof. Alexandru Birklego z Rumunii. Na obu, podobnie jak na innych członków komisji katyńskiej, Sowieci urządzili po wojnie polowanie – również za Winnicę: Birkle uciekł w porę do Szwajcarii, a stamtąd do Peru, Orsós zaś do części Niemiec okupowanej przez zachodnich aliantów. Do Winnicy przyjechali także lekarze medycyny sądowej z trzynastu niemieckich uniwersytetów pod kierunkiem prof. Gerharda Schradera z Halle, przewodniczącego Niemieckiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminalistyki, oraz doc. Joachima Camerera. Specjaliści prowadzili swoje badania do sierpnia, kiedy to podpisali protokół potwierdzający, że ofiary padły od strzałów NKWD w latach 1937–1938. W 1944 r. opublikowali w Berlinie raport Amtliches Material zum Massenmord von Winniza ze szczegółami obdukcji. Nad rozkopane rowy Niemcy zaprosili dziennikarzy z wielu krajów, by nadać rozgłos zbrodniom popełnianym przez „żydowski bolszewizm”. Na całą Europę podnieśli krzyk o bolszewickim barbarzyństwie, słowem – powtórzyli scenariusz katyński. Wykorzystywali sowieckie zbrodnie propagandowo, choć w tym samym czasie pełną parą pracowały krematoria w Auschwitz, a ludność Polski oraz innych krajów okupowanych na Wschodzie była mordowana milionami. Ciąg dalszy wydarzeń był taki sam jak po odkryciu katyńskich dołów śmierci: Sowieci zareagowali natychmiast, obciążając Niemców winą za zbrodnię, a gazety „Prawda” i „Izwiestia” opublikowały 12 sierpnia 1943 r. oświadczenie władz: „Berlińscy prowokatorzy rozgłaszają o rzekomych znaleziskach masowych mogił, usiłując przypisać ciężkie zbrodnie sowieckim władzom. Hitlerowcy odgrywają w Winnicy nad trupami swoich ofiar nikczemną i ponurą komedię”. Ludzie żywcem grzebani Dziś wiadomo już, że więźniów z Podola, wywlekanych w latach 1937–1938 nocami z domów, przetrzymywano w winnickiej siedzibie obwodowego oraz miejskiego zarządu NKWD przy ul. Chlebnej oraz w miejskim więzieniu. Rodziny słyszały nieodmiennie, że ich tam nie ma albo że zostali skazani na dziesięć lat bez prawa korespondencji – nikt jeszcze wówczas nie wiedział, że za tą formułką kryła się prawda o rozstrzelaniu zatrzymanego. Rzeź dokonywała się w garażu na terenie siedziby zarządu NKWD, przy zapuszczonych silnikach ciężarówek, które miały zagłuszyć strzały i krzyki. Kaci strzelali w tył głowy – każdej ofierze z osobna. Ciężarówkami wywozili zabitych i wrzucali zwłoki do przygotowanych już dołów. Od 24 czerwca do 26 sierpnia 1943 r. Niemcy odsłonili około dziewięćdziesięciu jam z ciałami w trzech miejscach: w sadzie owocowym, na rosyjskim cmentarzu prawosławnym oraz w Centralnym Parku Wypoczynku i Rozrywki, gdzie wcześniej znajdował się cmentarz katolicki, a dziś rozciąga się Miejski Park im. Gorkiego. Wydobyli spod ziemi szczątki 9432 osób, wśród których było 169 kobiet. Starsze zginęły w ubraniach, młodsze – nago, co każe podejrzewać, że enkawudziści gwałcili je przed śmiercią. Zwłoki mężczyzn, z jednym wyjątkiem, miały ręce związane z tyłu. 395 osób zginęło od uderzenia tępym narzędziem. Obecny w Winnicy pisarz Józef Mackiewicz, który wcześniej przyjechał za zgodą władz Polskiego Państwa Podziemnego na niemieckie zaproszenie do Lasu Katyńskiego, porównywał: „W Katyniu, jak wiadomo, strzelano w głowę z pistoletu automatycznego kalibru 7,6 kulą opancerzoną, a więc nie tylko większych rozmiarów, ale od razu przebijającą czaszkę. [W Winnicy] zastosowano wprawdzie stary, czekistowski sposób zapuszczanych motorów, widocznie jednak kaliber 7,6 z opancerzoną kulą uznany był za zbyt głośny – pisał w 1951 r. w londyńskich „Wiadomościach”. – Wobec tego mordowano ludzi z najmniejszego kalibru 5,6 nieopancerzoną kulą ołowianą! Kule tego typu nie zawsze i nie dość skutecznie przebijały kości czaszki, dlatego ludzie musieli być krępowani, aby wytrzymać dłuższą procedurę mordu i aby zapobiec wszelkim niespodziankom, szamotaniu się itd. Strzelano też z reguły do każdego człowieka dwa razy; w 78 wypadkach po trzy razy; w dwóch wypadkach po cztery. Do wielu jednak, wbrew wyraźnej instrukcji, tylko raz. Ale nawet w wypadkach podwójnego strzelania, śmierć nie zawsze następowała natychmiast. W ten sposób niektórzy grzebani byli jeszcze żywcem, na co wskazała obdukcja, która u kilku ofiar ustaliła piasek głęboko w przełyku". Prawie czterystu ludzi z roztrzaskanymi czaszkami to prawdopodobnie ci, którzy walczyli do końca. Procedura identyfikacji była prosta, a ułatwił ją sam NKWD, zwracając więźniom przed egzekucją rzeczy, które brali ze sobą z domu lub dostawali w więzieniu od rodzin – być może funkcjonariusze chcieli stworzyć pozory, że aresztant wychodzi na wolność, i uniknąć szarpaniny. Te właśnie tobołki, a także niedoręczone ubrania kaci wrzucili do osobnych dołów. Niemcy rozwiesili cuchnące swetry, kufajki, buty, koszule na drutach między drzewami w sadzie owocowym, a setki przybyszy przeszukiwały je, dławiąc się odorem. Stan zwłok uniemożliwiał rozpoznanie zabitych, przy szczątkach zachowało się jednak trochę dokumentów, z których udało się odczytać rozmazane nazwiska. „Męża zabrali, ojciec nie wrócił…” O utworzeniu strefy zamkniętej na 27 hektarach przyległych do szosy prowadzącej w kierunku Litynia zdecydowały władze miasta w kwietniu 1936 r. Mieszkańców wykwaterowano, a obszar ogrodzono trzymetrowym płotem. Nikt nie pytał, dlaczego i po co – jak to w Sowietach. Józef Mackiewicz dotarł w 1943 r. do świadka, kowala Afanasija Skrepki, który w marcu 1938 r. z ciekawości zapytał enkawudzistę, co będzie za płotem. „Park Kultury i Odpoczynku” – usłyszał w odpowiedzi. „Ale w nocy wlazł na drzewo, żeby zajrzeć do środka – pisał Mackiewicz w „Wiadomościach”. – Zobaczył wykopanych sześć dołów i zlazł z drzewa. Tymczasem co noc zajeżdżały tam samochody ciężarowe, pokryte brezentem, i wyrzucały jakiś ładunek. Skrepka był zaprawdę dziwnym człowiekiem, bo po upływie roku jeszcze raz wlazł na to samo drzewo: widzi, że za szeregiem zasypanych już dołów powstał ich nowy długi rząd…”. Zimą z 1942 na 1943 r., gdy strach przed Sowietami nikogo już nie powstrzymywał, ludzie rozkradli deski, za którymi ukazały się zagłębienia w ziemi. Ktoś zaczął pierwszy kopać i natknął się na zwłoki. A potem ludzie zaczęli szukać tam, gdzie, jak się domyślali, wrzucano ciała. Bo w Sowietach niby nikt nic nie wiedział, ale każdy się domyślał. W trakcie prac ekshumacyjnych Niemcy zbierali oświadczenia od rodzin pomordowanych. „W październiku [1937 r.] mojego ojca, rolnika Piotra Gruszkowskiego, 65 lat, aresztowali enkawudziści w Bracławiu – opowiedziała 3 lipca 1943 r. Halina Gruszkowska ze wsi Gorodnica w rejonie niemierowskim obwodu winnickiego. – Tłumaczyli mojej matce, że tata jest »wrogiem narodu«. […] Przez dwa tygodnie ojca trzymano w Bracławiu, potem zabrano do Winnicy. Moja mama codziennie chodziła do bracławskiego NKWD, żeby cokolwiek dowiedzieć się o ojcu. Funkcjonariusze powiedzieli jej, że tatę wysłano do Winnicy” – relację tę przytacza publikowane w Winnicy od 2013 r. „Słowo Polskie”. Więcej Halina Gruszkowska o ojcu nie słyszała, podobnie jak o innych dziesięciu aresztowanych razem z nim osobach – do dnia gdy w gazecie przeczytała informację o rozkopanych w Winnicy zbiorowych grobach, a sąsiadka przybiegła z wiadomością, że znalazła tam rzeczy swojego męża. Pojechała więc do Winnicy i tam wśród innych ubrań zobaczyła czapkę ojca. Żona prawosławnego duchownego Daria Bielecka pisała po aresztowaniu męża we wrześniu 1937 r. do Moskwy. Po pół roku dostała odpowiedź, że trzydziestopięcioletni mężczyzna został zesłany „bez prawa korespondencji”. „Mąż ukończył duchowne seminarium na Wołyniu i do 1935 roku pracował we wsi Pelewa. W 1935 roku cerkiew w Pelewie zamknięto i męża zobowiązano do zostawienia wszystkiego i wyjazdu. Przyjechaliśmy do wsi Grebla, gdzie mąż zaczął pracować jako drwal. Kiedy po niego przyszli, jeden z enkawudzistów powiedział: »I tak już za długo ten pies żyje« – takie świadectwo złożyła 1 lipca 1943 r. – Najpierw mego męża wsadzono do aresztu, za dwa tygodnie przewieziono go do Winnicy. Kiedy dostarczałam mu przesyłkę, nigdy nie pozwolili mi, bym się z nim spotkała. Za miesiąc dowiedziałam się, że męża zesłano. Dokąd, kiedy? – więcej niczego nie powiedzieli”. Ona też przyjechała do Winnicy i znalazła wśród rozwieszonych rzeczy ubranie, które sama mu uszyła. Marii Korsakowej w zarządzie NKWD poradzono, żeby sobie znalazła innego męża – ot, taki czekistowski żarcik. To samo usłyszała inna Polka – Olga Bielecka, która utraciwszy nadzieję, wyjechała do kuzynki w Swierdłowsku. „Tam po roku poznała istotnie drugiego, wyszła za mąż – pisał Mackiewicz na podstawie niemieckiej dokumentacji. – A później wróciła z tym innym. NKWD co dwa miesiące przedłużało jej prawo pobytu w odległości sześćdziesięciu kilometrów od Winnicy i tak się żyło. […] Aż po sześciu latach od dnia aresztowania pierwszego męża, rozpoznała go w dołach śmierci; rozpoznała po krótkim kożuchu, a rozpoznała dlatego, że w swoim czasie załatała go kawałkiem własnego półkożuszka. Bo przecież całe życie łatało się, jak można”. Katarzyna Gorlewska ze Żmerynki szukała swego męża, maszynisty kolejowego, po różnych więzieniach. Wybrała się nawet do Kijowa, gdzie powiedziano jej, że nigdy go tam nie było. Pięć lat minęło, aż pojechała do Winnicy. „Rozpoznałam odzież mojego męża: wyhaftowaną koszulę oraz marynarkę z futrzanym kołnierzem” – zeznała 1 lipca 1943 r. Winnicki kat… „Jedź i weź się do roboty, tam na Ukrainie hasają w podziemiu całe antysowieckie dywizje. Trzeba jechać i rozbić te oddziały” – takie polecenie dostał w lutym 1938 r. od samego ludowego komisarza spraw wewnętrznych Nikołaja Jeżowa Iwan Korablow, nowo mianowany szef winnickiego obwodowego zarządu NKWD. Zastąpił nie dość gorliwego Ignacego Morozowa. Korablowa pospieszał także nowy szef NKWD USRS Aleksander Uspienski, który w styczniu 1938 r. zajął to stanowisko po Izrailu Leplewskim, aresztowanym i rozstrzelanym kilka miesięcy później tego samego roku. Uspienski musiał zaspokoić oczekiwania Jeżowa, ten zaś z politbiurem Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) wyznaczał w przypadku „operacji antykułackiej” limity osób do rozstrzelania (tzw. I kategoria) i uwięzienia w łagrach (tzw. II kategoria). W przebiegu „operacji polskiej” limitów nie wyznaczano, decydująca o życiu bądź śmierci była bowiem narodowość. „Od 75 do 80 procent Ukraińców to burżuazyjni nacjonaliści – przekonywał Uspienski. – A Polacy i Niemcy na Ukrainie są co do jednego szpiegami i dywersantami”. Korablow sprawdził się jako zawodowy kat. Zorganizował i porozsyłał w teren grupy operacyjne czekistów, które na podstawie danych z rejonowych zarządów NKWD lub przez siebie zmyślonych zestawiały listy osób do zatrzymania. Naczelnicy wydziałów obwodowego NKWD zatwierdzali te spisy błyskawicznie – miał to wprawdzie robić sam Korablow, ale rozmach operacji przerósł jego możliwości, scedował więc część obowiązków na podwładnych. Tryb pracy uproszczono: prokuratura przygotowywała materiały przeciwko wyznaczonym ofiarom „zaocznie”, by enkawudziści mogli na bieżąco aresztować. Każdego dnia Korablow wzywał do siebie naczelników wydziałów i żądał od nich wciąż wyższych liczb „zdemaskowanych wrogów”. Równolegle pracowała obwodowa „trójka”, zatwierdzająca na każdym posiedzeniu egzekucje setek i tysięcy ludzi. Zachował się telegram Korablowa do Uspienskiego z 27 kwietnia 1938 r. „Kijów. NKWD. Do Uspienskiego. Wyznaczony trójce limit został całkowicie wyczerpany. Proszę przedstawić w centrali dopełniający limit choćby 300–500 osób pierwszej kategorii„. …i jego ludzie Od zatrzymanych oczekiwano tylko jednego: przyznania się do „wrogiej działalności”, a funkcjonariusze NKWD przechodzili samych siebie, by takie zeznania uzyskać. Jurij Szapował i Walery Wasiliew, badacze Wielkiego Terroru na Ukrainie, wymieniają nazwiska szczególnie bezwzględnych czekistów: pomocnika Korablowa, Danilenki, naczelników oddziałów Nadieżdina, Zaputriajewa, Szurina, Majstruka, Priszywcyna, Redera, który był postrachem aresztowanych, i dalej: Bieriezniaka, Ławrientiewa, Tiszczenki, Reszetiłowa, Nieszczadimowa, śledczych Guni i Antonowa, konwojenta Babiejki, a nawet szofera Szkriebota. Dziś nazwiska te niewiele mówią, nadejdzie jednak może czas, że badacze dotrą do szczegółów i suche dane nabiorą treści – tak jak stało się to w przypadku Zbrodni Katyńskiej. Może poznamy prawdę o katach winnickich, skoro poznaliśmy ją o Wasylu Błochinie, który kiedyś był wymieniany z nazwiska jednym tchem w długim szeregu oprawców. O Korablowie wiadomo, że został wyrzucony ze stanowiska w 1939 r., gdy trzeba było pozbyć się wykonawców rzezi, i aresztowany wraz ze wspomnianymi już Zaputriajewem i Szurinem. Z winnickiego więzienia pisał w styczniu 1939 r. do samego Ławrientija Berii, następcy Jeżowa, odsuniętego w grudniu 1938 r., a w 1940 r. rozstrzelanego z woli Stalina: „Zgodnie z Waszą decyzją zostałem usunięty ze stanowiska. Rozumiem w pełni ogólną sytuację, ale […] zaledwie dziesięć miesięcy temu zostałem mianowany naczelnikiem zarządu. Nikt się mnie nie pytał, czy tego chcę. Wydano mi rozkaz, któremu się podporządkowałem. Oddawałem się pracy sumiennie, uczciwie, partyjnie, poświęcałem się bez reszty. Popełniłem jakieś błędy? A kto ich nie popełnił? Pracowałem uczciwie, jak przystało na bolszewika”. Jeszcze w tym samym miesiącu uwolniony z więzienia Korablow usiłował ze strachu przed kolejnymi przesłuchaniami skończyć ze sobą dwoma strzałami w skroń, odratowano go jednak i znów trafił do więzienia. Jego godzina wybiła w maju 1941 r., gdy został skazany na rozstrzelanie. Do egzekucji nie doszło – uratowało go niemieckie uderzenie na ZSRS. Wyrok zmieniono na dziesięć lat łagrów, a potem sprawę umorzono. Dalszy los winnickiego kata pozostaje nieznany. Świat nie uwierzy Gdy w 1937 r. represje nabrały masowego charakteru, pamięć o przymusowej kolektywizacji i Wielkim Głodzie zgotowanym w zemście za opór chłopów jeszcze trwała. Nikt, rzecz jasna, wówczas nie wiedział, że terror rządził się bezwzględną logiką, a ofiary nie były przypadkowe. Ludzie przywykli przez lata do życia w lęku, fale masakr przetaczały się bowiem przez tereny dalszych Kresów, podobnie jak przez bezkresy ZSRS. Lipiec 1943 r. zapisał się w historii dalszych Kresów pielgrzymkami do tonącej w trupim odorze Winnicy. W pamięci tamtejszych Polaków utkwił również inny lipiec – ten krwawy z 1919 r. „Nie mogę pisać, nie mogę myśleć o wyklętej, nieszczęśliwej Winnicy – tak w autobiograficznej powieści Pożoga Zofia Kossak wspominała zagładę dworów polskich dokonywaną przez bolszewickie bandy. – Dotychczas padło tam skazanych przez czerezwyczajkę trzy tysiące ludzi. Żaden z nich nie zginął inaczej jak w wyrafinowanych, straszliwych męczarniach. Byli wśród nich krzyżowani, skręcani w zwoje kolczastego drutu, wbijani na pal, odzierani ze skóry, paleni”. I dodawała: „Gdy kiedyś przyjdzie chwila, w której świat dowie się tego wszystkiego, gdy się odsłoni martyrologia tych stron, Europa nie uwierzy”. Myliła się – Europa nigdy nie chciała słyszeć o golgocie tych ziem. Ani o tamtej z lat 1917–1919, ani o tej, która zaczęła się dwadzieścia lat później. Bilbliografia J. Mackiewicz, Katyń – zbrodnia bez sądu i kary, zebrał i oprac. J. Trznadel, Warszawa 1987, s. 336. J. Wójcicki i in., Winnicki Centralny Cmentarz im. Gorkiego – podolski „Katyń” (uaktualnione), 23 VI 2017 r.]. J. Mackiewicz, Katyń – zbrodnia bez sądu i kary…, s. 333. J. Szapował, W. Wasiliew, Etapy „Bolszogo Tierrora”. Winnickaja tragiedija, [dostęp: 20 VI 2017 r.]. O. Łoszycki, „Łaboratorija”. Nowi dokumenty i swidczennia pro masowi represiji 1937–38 rokiw na Winnyczyni, „Z Archiwiw WUCzK-GPU-NKWD-KGB” 1998, nr 1/2.
Uderzenie asteroidy prawdopodobnie nie odegrało tak znaczącej roli w wyginięciu dinozaurów. Źródło: OBOZ.UA/Getty Naukowcy od dawna spierają się o to, co dokładnie spowodowało całkowite wyginięcie dinozaurów 65 milionów lat temu: uderzenie asteroidy czy erupcja wulkanu. Nie wszyscy mamy świadomość tego, jak daleko idące konsekwencje zdrowotne mogą mieć nawet pozornie niegroźne urazy głowy. Choć może się wydać to zaskakujące, to właśnie tego rodzaju urazy są najczęstszą przyczyną śmierci wśród osób, które nie przekroczyły 40. roku życia. Kluczowe dla naszego bezpieczeństwa jest więc nie tylko minimalizowanie ryzyka zagrożenia, lecz także świadomość tego, że nawet najzwyklejszy uraz głowy wymaga konsultacji ze specjalistą, który upewni się, że nie doszło do większych urazów i powikłań. - CZYTAJ TAKŻE - CO POWINNA ZAWIERAĆ APTECZKA PODRÓŻNIKA? > Urazy głowy: jak do nich dochodzi? Zwykle przyczyną urazów głowy są silne uderzenia lub wypadki komunikacyjne. Szczególnie niebezpieczne są urazy spowodowane gwałtownym przyspieszeniem lub opóźnieniem ruchu głowy – w chwili wystąpienia urazu czaszka przemieszcza się zgodnie z kierunkiem działania siły szybciej niż zawarty w niej mózg. Opóźnienie to sprawia, że uszkodzeniu w mózgu ulega nie tylko miejsce bezpośredniego przyłożenia siły, lecz także tkanka położona po jego przeciwnej stronie. Wbrew pozorom stopień oraz rozległość uszkodzenia mózgu nie wynika jedynie z siły doznanego urazu. W niektórych przypadkach siła uderzenia może być stosunkowo niewielka, a mimo tego doprowadzi do powstania rozległego krwiaka w mózgu, który może być zagrożeniem dla życia poszkodowanego, a nawet doprowadzić do jego śmierci. Możliwe następstwa urazów głowy Do najczęstszych konsekwencji urazów głowy zalicza się: uszkodzenie skóry głowy; złamanie kości czaszki; stłuczenie mózgu; wstrząśnienie mózgu; krwiak śródczaszkowy. Do najmniej poważnych następstw tego rodzaju urazów zaliczyć można zarówno stłuczenie, jak i krwiak w obrębie tkanek powierzchniowych skóry. W takim przypadku widocznym obrażeniom towarzyszyć będą zwykle bóle oraz zawroty głowy. Czas ich trwania będzie zależny od psychicznej reakcji na uraz. Objawy krwiaka po urazie głowy Do najczęstszych skutków urazów głowy zalicza się krwiaki śródczaszkowe. Charakteryzują się wynaczynieniem krwi do tkanek mózgu. W niektórych przypadkach krew może nawet wpłynąć do przestrzeni między oponami mózgu lub między oponą mózgu a kośćmi czaszki, prowadząc do powstania krwiaka podtwardówkowego lub objawów krwiaka po urazie głowy będzie uzależniona od tempa, w jakim przyrasta krwiak. Do najbardziej charakterystycznych objawów, jakie obserwuje się u pacjentów, należy wymienić: niedowłady ciała; ogólne spowolnienie; poszerzenie źrenic; wymioty. W niektórych przypadkach mocne urazy głowy mogą spowodować uszkodzenie dużego naczynia, co spowoduje szybkie wynaczynienie się dużych ilości krwi, w innych krwiak może tworzyć się powoli i dawać niepokojące objawy dopiero po upływie kilku godzin lub dni od wystąpienia urazu. - CZYTAJ TAKŻE - KLESZCZE: CO POWINNIŚMY O NICH WIEDZIEĆ I JAK SKUTECZNIE SIĘ PRZED NIMI UCHRONIĆ? > UŻĄDLENIE PRZEZ OWADA: JAK WYGLĄDAJĄ OBJAWY I JAK NALEŻY POSTĘPOWAĆ? > UKĄSZENIE PRZEZ ŻMIJĘ – JAK SOBIE RADZIĆ NA GÓRSKIM SZLAKU? > JAK NALEŻY POSTĘPOWAĆ W PRZYPADKU UKĄSZENIA PRZEZ DZIKIE ZWIERZĘ? > Kiedy należy zgłosić się do lekarza? W przypadku, gdy dojdzie do urazu głowy, należy bezzwłocznie skonsultować się z lekarzem - przyjmuje się, że każdy tego rodzaju uraz powinien ocenić specjalista. Niezwykle często o wystąpieniu i nasileniu powikłań urazu głowy decyduje czas, w jakim poszkodowany otrzymał pomoc lekarską. Im szybciej wezwiemy pogotowie ratunkowe, tym większa szansa na zapobiegnięcie dalszym konsekwencjom z możliwych objawów powinny być dla nas szczególnie niepokojące. Są to przede wszystkim długo utrzymujące się zawroty głowy, zaburzenia mowy i widzenia, nudności, wymioty, niesymetryczne źrenice, niesymetryczna siła mięśniowa rąk i nóg, silne bóle głowy, zaburzenia pamięci, drgawki, krwawienie z ucha lub nosa, wyciek jasnego płynu z nosa bądź ucha, a nawet utrata przytomności lub wyraźna deformacja czaszki (która może świadczyć o jej pęknięciu). W przypadku zaobserwowania któregoś z nich, należy jak najszybciej wezwać do poszkodowanego pogotowie ratunkowe. Badanie i leczenie urazów głowy Podstawowym badaniem, które wykonywane jest w przypadku urazów głowy, jest tomografia komputerowa. Pozwala potwierdzić lub wykluczyć obecność krwiaka śródczaszkowego bądź złamania kości czaszki. W niektórych przypadkach konieczne może okazać się także wykonanie podstawowego badania neurologicznego oraz panelu podstawowych badań krwi, jak również dodatkowa konsultacja z neurochirurgiem czy wiedzieć, że poważniejsze urazy głowy zwykle wymagają hospitalizacji. Obserwacja pacjenta może okazać się konieczna dla zdiagnozowania ewentualnych nieprawidłowości. Przeoczenie krwiaka śródczaszkowego może prowadzić do trwałych i rozległych uszkodzeń mózgu, a także śmierci. Uprawiasz sporty i szukasz kasku, który uchroni Cię przed urazem głowy? Zajrzyj do sklepu internetowego e-Horyzont i wybierz akcesoria dla siebie! Uraken Shita-Uchi- uderzenie w splot odwróconą pięścią Shuto Ganmen-Uchi- uderzenie w skroń zewnętrznym kantem dłoni Shuto Sakotsu-Uchi – uderzenie w obojczyk zewnętrznym kantem dłoni Shuto Sakotsu Uchi Korni – uderzenie w obojczyk frontalne Shuto Hizo-Uchi uderzenie w zebra zewnętrznym kantem dłoni zapytał(a) o 16:45 Czy uderzenie w skroń jest śmirtelne? Dzisiaj rzuciłem mojego kolegę butem w skroń, na początku trochę go bolało, potem poszło z jego kilka łez. Później mówił, że go już nie boli, czy będzie z nim OK? nauczycielka mówiła nam o historii takiego chłopca, który upadł na kant ławki a po powrocie do domu zaczęła go boleć głowa i po kilku minutach zmarł! Ten rzut był prawie z całej siły... Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2010-06-08 16:48:54 Odpowiedzi butem nic mu nie powiino być :D jak by uderzyl sie o kąt to owszem :D Znam wiele osób które dostały butem w skroń i żyją :) To także zależy od siły uderzenia. Ten co upadł na kant ławki na pewno uderzył w nią z większą siłą. Nie powinno mu nic być :) Częściej śmiertelne jest uderzenie w może to na przyszłość Cię trochę nauczy, że w taki sposób nie powinno się bawić :) Pozdrawiam blocked odpowiedział(a) o 16:54 u mnie też nauczycielka gadaa o chłopcu, który uderzył o kąt ławki i zmarł...raczej nic nie powinno mu być... blocked odpowiedział(a) o 16:45 nie no co ty będzie żył ;p intvicja odpowiedział(a) o 16:46 Jest to śmiertelne , ale zależy w jaki punkt udeżyłeś . abuu97 odpowiedział(a) o 16:46 z buta .? xDraczej mu nic nie bd ;] blocked odpowiedział(a) o 16:46 Od zwykłego uderzenia nie powinno mu się nic stać. Do tego potrzebnaby była odpowiednia siła. blocked odpowiedział(a) o 16:47 Twoje uderzenie na pewno nie bylo smiertelne! u nas w sql nauczyciel tez opowiadal, ze ktos uderzyl o kant i zmarl! Xd Ganja ! odpowiedział(a) o 16:46 Niee ! ;d Najwyrzej bedzie miał wstrząs mózgu ja se zrobiłam dziure w skroni ..;/ tznm krew mi leciała tak sie pi z łam o kant ławki .. i tylko silnny wstrząs mózgu W twoim przypadku tak, ale też zależy jakim butem trampkiem to nie masz sie o co martwic traperemalbo korkami do gry w pilke to morze wylondowac w szpitalu blocked odpowiedział(a) o 16:48 mocniejsze uderzenie w skroń jest niebezpieczne gdyż to jest obszar głowy który jest najcieńszy. Można go łatwo uszkodzić. Ale nie martw się od uderzenia butem nic mu nie będzie. ; ) Tatooin odpowiedział(a) o 16:56 Zależy jak silny i czym. np. esli ktoś ci przywali pięścią to nie ale ceglą raczej tak :P Nic mu nie będzie, najwyżej lekki wstrząs mózgu Uważasz, że ktoś się myli? lub . 473 103 272 267 287 153 485 470

uderzenie w skroń śmierć